Wcześniejszy polski pesymizm nie wziął się znikąd. Bo i spadliśmy z wysokiego konia. Zadowoleni z siebie Sarmaci, twórcy prawdziwego imperium, w ciągu paru zaledwie pokoleń stracili wszystko. Nasze samozadowolenie zastąpił smutek przepełniający polską literaturę, pieśni patriotyczne. Ten oficjalny narodowy pesymizm stał się częścią prywatnego obyczaju. Wszyscy zaśmiewaliśmy się, słysząc słynne: "oj niedobrze, koledzy, niedobrze" rozpoczynające każdy skecz "rycerzy trzech", genialną produkcję Kabaretu 202. Bo Kaczmarek i Niedzielski trafiali w czuły punkt. Każda polska rozmowa, nawet ta przy piwie, na łonie przyrody, w warunkach jak najbardziej sielankowych, zaczynała się od ubolewania nad własnym ciężkim losem.

Reklama

Nawet nie zauważyliśmy, kiedy nasze nastroje się zmieniły. Oczywiście najbardziej wśród młodych. Ale i my, starsi, "urodzeni w niewoli, okuci w powiciu" okazujemy się mniej przywiązani do polskiego smutku, niż można było przypuszczać. Praktycznie w każdym pokoleniu dominuje postawa - jestem zadowolony ze swojego życia. I druga, jeszcze ważniejsza, moje powodzenie i pozycja życiowa zależą ode mnie.

Porównywalny skok społecznego zadowolenia zaraz po wejściu swoich krajów do UE przeżyli Irlandczycy i Hiszpanie. W obu wypadkach ten wzrost aspiracji do szczęścia stał się zapowiedzią ich realizacji. Oba te kraje z niedorozwiniętych peryferii stały się tygrysami Europy. Ale poprzedził to wybuch optymizmu. Tak samo zaskakujący w Irlandii i Hiszpanii jak dziś zaskakuje nas w polskich badaniach. No bo Irlandczycy byli znanymi w całym świecie smutasami. Sponiewierani przez Anglików, przez całe wieki specjalizowali się w martyrologii. Hiszpanie utracili imperium, a w dodatku podzieliła ich wojna domowa i epoka Franco. Wydawało się, że nie ma dla nich ratunku, będą smutni i będą się wzajemnie nienawidzili.

Irlandczycy i Hiszpanie podobnie jak Polacy byli katolikami. Nikt nie dawał im szansy w nowoczesnej Europie, której liderami były kraje w dużej części protestanckie, jak Niemcy czy Anglia, albo zsekularyzowane jak Francja. Tymczasem wszystkie banały na temat zacofanych katolickich narodów przywiązanych do własnego smutku i martyrologii - po prostu wzięły w łeb. Czemu z Polską miałoby być inaczej?