Kamila Wronowska: Po wypchnięciu z LiD Partii Demokratycznej Wojciech Olejniczak zapowiada budowę nowoczesnego, dużego frontu lewicy. Wchodzi pan w ten projekt? Andrzej Celiński*: Olejniczak nie jest już poważny w swoich deklaracjach. Bardzo to dla mnie przykre. Był nadzieją. Otwarty. Lubi ludzi. To nie częsta cecha współczesnej polskiej polityki. Zapatrzył się na braci Kaczyńskich. Oni jednego dnia mówili o wielkim sukcesie odniesionym w Brukseli, drugiego o wielkim zagrożeniu Polski w odebraniu jej suwerenności. Wczoraj Olejniczak mówił o wielkim sukcesie planu budowania centrolewicy. \

Reklama

Partia Demokratyczna zaczęła już się do tej koncepcji dopasowywać. Poza tarczą antyrakietową nie było już właściwie różnic między lewicą a demokratami. W sprawie aborcji PD zgodziła się na referendum. Zamilkła w sprawie podatku liniowego. Pół roku temu powiedziałem, że jeżeli projekt LiD nie pójdzie do przodu, to w lipcu tego roku odejdę. Projekt zaczął się jednak rozwijać. Zdawało się, że coś dobrego przed nami, że polityka wreszcie oparta zostanie na wielkim projekcie dla Polski. A nie układance list wyborczych. Prawie zacząłem wierzyć. Olejniczak jednym oświadczeniem to zniszczył. Bóg z nim. Chciał na pewno dobrze. Wyszło jak zawsze. Był naciskany. Przez własnych troglodytów. Każda partia ma takich. Socjologowie mówią jednak, że Sojusz nie uzyskałby takiego wyniku, jaki uzyskał, gdyby wystartował sam.

To po co Olejniczak rozbił LiD?
Zbliża się kongres SLD. Olejniczak boi się. Stracił ponad dwa lata swojego przywództwa w partii. Nie zmienił niczego, by tę partię zmienić. Interesował się wszystkim, ale nie „oprogramowaniem” partii. Obudził się, kiedy już jego konkurent był silny. Może silniejszy od niego. A za nim Czarzasty, być może, tak sobie myślę, jak człowiek czasem myślący, który czuje, że to ostatni moment, by wejść pełną gębą do polityki. Do tego doszła krytyka Olejniczaka przez terenowych działaczy SLD, z których wielu znalazło się bez pensji poselskiej.

Konkurent? Napieralski?
Mówię, co chcę powiedzieć.

SdPl będzie dalej grać z SLD?
Ja nie zagram. Będę rozwijał swój własny projekt. I albo SdPl przystąpi do niego, albo odejdę. Trzeba wreszcie otworzyć partie polityczne dla Polaków. Zlikwidować tę partyjną spółdzielczość. Wprowadzić instytucje prawyborów. Konkurować programami, a nie szablami. Polska polityka jest w głębokim kryzysie. Bo partie są w kryzysie. Nie tylko te odwołujące się do wyborcy lewicowego. Także partie prawicy. PO teraz dopiero rozgląda się za jakimiś programami. Dwa i pół roku temu miała rządzić. A dziś, pół roku po objęciu władzy zastanawia się co ze zdrowiem, co z mediami, co z przeregulowaną przedsiębiorczością. To jeden wielki wstyd.

Rozmawiał pan o projekcie z Markiem Borowskim?
Tak. On jest człowiekiem rozumiejącym więcej niż przywódcy nominalnej lewicy. Ma swoje ograniczenia i swoją odpowiedzialność. Chciałby, by w swoim wieku jeszcze raz uwierzył w projekt Polski wielkiej swoją społeczną spójnością. Projekt Polski, w której państwo tworzy instytucje wyrównujące możliwości. W której nie petryfikuje się struktury społecznej, lecz likwiduje bariery awansu. Na pewno ludzi, którzy mają tylko pieniądze w oczach w tym projekcie nie będzie.

Pieniądze w oczach? Co ma pan na myśli?
Dietetyków. Ludzi, którzy nie pójdą za niczym co ryzykowne. Którzy niczym jemioła obsiadają partie dające im szanse na mandat. Ludzi, którzy tak naprawdę nigdy o nic istotnego nie walczyli.

Reklama

To dokładnie jaka powinna być partia według recepty Andrzeja Celińskiego?
Najpierw trzeba napisać, jakiej Polski chcemy. Pokazać swój system wartości. Najważniejsze cele i ich hierarchię. Po to, by mieć do czego się odnieść. Chcę, by partia polityczna nie podążała jedynie za wynikami badań opinii publicznej, lecz także wpływała na nią, prowadziła dialog, przekonywała. Chciałbym także otworzyć partie na ludzi, którzy niekoniecznie mają potrzebę partyjnej aktywności, ale mają swoje sympatie. Oni mają szczególne prawo kształtowania swojej parlamentarnej reprezentacji. Temu powinna właśnie służyć instytucja prawyborów.

Jeśli cała SdPl nie przystąpi do tego projektu, będzie rozłam?
Nie sądzę. Możliwe jest ewentualnie odejście kilku ludzi, którzy dla SdPl są jakąś wartością.

Kto odejdzie?
Kilkoro ludzi. Nie lubię takiej wyliczanki. Nie o to chodzi.

Dla Partii Demokratycznej jest miejsce w pana projekcie?
Dla partii? Cały czas mówię o potrzebie zmiany paradygmatu polskiej partyjności. Dziś lewica ma problem. A przecież prawica – jeśli idzie o przyczyny kryzysu polskie polityki – nie lepsza. I w wydaniu PiS, i w wydaniu PO. Nie idzie o partie establishmentu. Idzie o to, by otworzyć instytucje państwa na zwyczajnych ludzi. By partie nie były bramką, na której zatrzymuje się obywatelska aktywność.

I taka jest właśnie pańska wizja lewicy w Polsce?
Dobrze by było określić wreszcie, co to jest lewica. Partie, które w swoich nazwach odwołują się do lewicowości czy bardziej wartości, cele i ludzie? Moczar był lewicowcem? A może Beria? Czy może jednak ich więźniowie? Lewica dla mnie to: wartości, oczekiwania i interesy. Lewica to koncepcja państwa, jego odpowiedzialności i jego zadań. Specyficzna wrażliwość. Jest też rzecz jasna lewica polityczna. Czyli partie, które mówią, że reprezentują lewicę. Ciągłe przeformowania partii lewicowych, wciąż na nowo określana ich tożsamość może jest symptomem ich nijakości, ich zagubienia, braku autentycznej ideowej identyfikacji. Dzisiaj deklarowany powrót do tzw. korzeni to kapitulacja. Bo jedynym prawdziwym korzeniem jest rzeczywistość eklektycznej partii władzy.

SLD czy SdPl są w stanie spełnić te oczekiwania?
Mam wątpliwości. Jacek Raciborski w swoim artykule w „Rzeczpospolitej” napisał, że jest ogromne pole w Polsce dla partii lewicowej. Według niego ta przestrzeń zostanie zagospodarowana przez SLD. Nie zgadzam się z nim. Sojusz nie wydaje się być partią lewicową.

A jaką?
Eklektyczną, w miarę bezideową partią władzy. Spółdzielnią. Choć nie do końca. Opowiem anegdotę. Był rok 2003, Leszek Miller premierem. Weszła do Sejmu ustawa o podatku dochodowym od podmiotów prawnych – CIT. Był w niej artykuł likwidujący możliwość odpisu podatkowego na rzecz organizacji pozarządowych. Wprowadzenie tych przepisów oznaczałoby ich uśmiercenie. Zdawałoby się, że lewica powinna takie organizacje bronić. Było inaczej. W klubie SLD kształtowała się inna większość. Tuż przed głosowaniem ironicznie powiedziałem kolegom, że SLD stoi przed koniecznością zmiany swojej nazwy. Bo w świetle tej ustawy, gdzie z jednej strony likwiduje się źródło finansowania organizacji pozarządowych, a z drugiej jako wyjątek zostawia się prawo finansowania z odpisu podatkowego organizacji kościelnych, to logiczną jest zmiana nazwy z SLD na Katolicka Partia Narodu Polskiego.

To może lewica jest w Polsce niepotrzebna?
Socjologia pokazuje, że jest liczny elektorat lewicy. Prawdziwej, a nieudawanej lewicy. Zresztą wewnętrznie niespójny. Z jednej strony – po prostu historyczny. Z drugiej jednak strony są to ludzie autentycznie przejęci ideą solidarności, równości i sprawiedliwości. Brak jednak reprezentacji politycznej takich wyborców. Nie ma partii, która w rzeczywistości, a nie tylko w gębie broniłaby wartości i interesów tych ludzi.