Do frontu ma dołączyć m.in. Związek Żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego i ZSMP. "Czyli nowoczesne SLD skupi się na środowiskach postkomunistycznych" - śmieje się Ryszard Bugaj.

Politycy SLD chcą, by w ich drużynie zagrały duże związki, takie jak choćby od lat kojarzony z lewicą Związek Nauczycielstwa Polskiego czy Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych. U boku Wojciecha Oleniczaka mieliby znów stanąć działacze związków: działkowców, rolniczych i budowlanych.

Reklama

Organizacje, które mają dołączyć do bloku lewicy, są wyjęte żywcem z PRL. Na przykład ZSMP powstała w 1976 r. na polecenie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. SLD liczy też na dużo mniej znanych graczy: stowarzyszenie Pokolenia skupiające weteranów lewicy, Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka, Demokratyczną Partię Lewicy, Towarzystwo Kultury Świeckiej im. Tadeusza Kotarbińskiego, Unię Lewicy. "Większość z nich to tzw. kanapy" - ironizuje były lider UP Ryszard Bugaj.

Dlaczego SLD opiera się na raczej zabytkowych ugrupowaniach i nie przyciąga młodych aktywistów, którzy dali o sobie znać np. podczas protestów przeciw wojnie w Iraku czy w obronie eksmitowanych lokatorów za długi? Odpowiedź jest prosta. Po prostu lewicowa młodzież należąca do różnych stowarzyszeń i nieformalnych grup nie chce słyszeć o sojuszu z socjaldemokratami. Zdaniem Młodych Socjalistów z SLD nie da się budować nowoczesnej lewicy. "Na takiej bazie nie zbuduje się nowej jakości. Przecież wszystkie te podmioty i tak od lat są już wokół SLD" - mówi DZIENNIKOWI Piotr Janiszewski, sekretarz krajowy MS. I podkreśla, że dla nich SLD to nie lewica, ale centrum. "To nie będzie front lewicowy" - dodaje.

Reklama

Inaczej uważa SLD. "Związki i organizacje społeczne są podstawą wszystkich europejskich partii lewicowych" - deklaruje sekretarz generalny partii Grzegorz Napieralski. Wtóruje mu Konrad Gołota, członek zarządu SLD: "Rolą partii lewicowej jest integrowanie organizacji pozarządowych. Zwłaszcza tych, które nie mają reprezentacji w życiu politycznym".

Jednak w nieoficjalnych wypowiedziach działacze SLD przyznają, że to pragmatyczna strategia. "Jeśli ich do siebie przyłączymy, oni wtedy będą czuli, że ktoś się z nimi liczy, ktoś o nich pamięta. Jeśli tego nie zrobimy, to się na nas obrażą" - mówi jeden z polityków Sojuszu. A drugi dodaje: "Związek Żołnierzy czy Pokolenia to są te wszystkie dziadki, które choćby się waliło i paliło, zawsze będą na nas głosować. Ale jak ich przepędzimy, to oni i ich rodziny przestaną nas popierać".

SLD zamierza też rozmawiać z Zielonymi 2004, a pośrednikiem w negocjacjach ma być Unia Pracy. Taktycznie Sojusz zamierza wykorzystać też środowisko "Krytyki Politycznej". "Będziemy się radzić, czerpać od nich inspirację. Ale nie ma planów negocjacji, by wstąpili do naszego porozumienia. Bo oni nie byliby i tak tym zainteresowani. A nam zależy, by ich nie stracić" - zaznacza jeden z polityków SLD.