Gośćmi spotkania będą Robert Kagan - jeden z najsłynniejszych amerykańskich politologów, a zarazem neokonserwatywny publicysta oraz Radosław Sikorski - minister spraw zagranicznych. Amerykański teoretyk i polski praktyk polityki rozmawiać będą o przyszłości relacji między Warszawą a Waszyngtonem. Dziś publikujemy sylwetkę Roberta Kagana. Debata odbędzie się w czwartek 17 kwietnia o godzinie 18.30 w auli Collegium Civitas w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Spotkanie poprowadzi Maciej Nowicki - szef dodatku "Europa”. Zapraszamy

Reklama

p

Robert Kagan - neokonserwatywny realista

Większość obserwatorów amerykańskiej polityki nie ma wątpliwości, że prezydentura George’a Busha była porażką. Ameryka wplątała się w nieudaną interwencję w Iraku, straciła wielu sojuszników i nie ustrzegła się gospodarczej recesji. O jej ekonomicznym uzależnieniu od Chin mówi się dziś coraz głośniej w kontekście zbliżających się igrzysk olimpijskich w Pekinie.

Reklama

Klęska Busha to także klęska neokonserwatyzmu jako politycznego projektu. Czy rzeczywiście projekt ten zniknie wraz z odejściem obecnej administracji? Czy znajdzie się na śmietniku wielkich ideologicznych pomyłek? Robert Kagan, gość kolejnej debaty "Dziennika" i "Europy", stara się nas przekonać, że wcale tak być nie musi. Że neokonserwatyzm może być przede wszystkim całkiem trafnym narzędziem diagnozowania sytuacji na świecie. Pod warunkiem jednak, że zostanie uzupełniony sporą dozą realizmu.

Kagan to dziś jeden z najbardziej znanych na świecie politycznych komentatorów i analityków. Pracuje w Carnegie Endowment for International Peace, potężnym think tanku, który wywierał spory wpływ na amerykańską politykę zagraniczną w ostatnim ćwierćwieczu. Współpracuje m.in. z dziennikiem "Washington Post" oraz takimi prestiżowymi periodykami jak "Commentary" czy "The New Republic". Jest także doradcą republikańskiego kandydata na prezydenta Johna McCaina. Światowy rozgłos przyniosła mu książka "Potęga i Raj" (wydana także po polsku w 2003 roku), w której porównywał ze sobą Amerykę i Europę w sposobie działania na arenie międzynarodowej. Mieszkając na stałe w Brukseli (gdzie jego żona pełni funkcję amerykańskiego przedstawiciela przy NATO), Kagan jest świetnie zorientowany w meandrach europejskiej dyplomacji. I choć w tym, co pisze, jest bardzo amerykański, politykę Unii Europejskiej potrafi w swoich tekstach analizować znacznie wnikliwiej i celniej niż większość komentatorów zza oceanu.

Amerykanie są z Marsa –

Reklama

Co odróżnia politycznie Amerykę od Europy? Amerykanie - twierdzi Kagan - mają ogromne zaufanie do militarnej potęgi, uznając ją za najlepszy sposób wywierania wpływu i najbardziej skuteczne narzędzie rozwiązywania międzynarodowych problemów. Wolą szybkie i zdecydowane decyzje. Opowiadają się raczej za polityką sankcji niż perswazji i żmudnych negocjacji. Nie jest to tylko cecha rządów George’a Busha czy - szerzej - neokonserwatyzmu jako politycznej doktryny. Ta wojowniczość i skłonność do zdecydowanych interwencji jest wedle Kagana jedną z najistotniejszych cech amerykańskiej tradycji. Na początku swego istnienia Stany Zjednoczone unikały co prawda angażowania się w międzynarodowe konflikty, ale wynikało to jedynie z realizmu ich założycieli - zdawali oni sobie sprawę, że nowe państwo jest zbyt słabe, by uczestniczyć w światowej grze mocarstw.

Nawet oni jednak mieli nadzieję, że USA będą niosły wolność innym. W miarę jak młoda republika krzepła, jej ekspansjonistyczne skłonności ujawniały się coraz wyraźniej. Najpierw był podbój większości własnego kontynentu, później gospodarcza i militarna ekspansja na zewnątrz. Na początku XX wieku Ameryka była już narodem z wyraźnie określoną misją: ustanowienia stabilnego ładu międzynarodowego. I choć bywały w jej najnowszej historii okresy izolacjonizmu, to zawsze w końcu zwyciężał ów impuls budowania politycznego ładu pod własnym przewodem. To on kazał Amerykanom wyruszyć na front I wojny światowej, a potem, po kolejnej wojnie odbudowywać z ruin Europę.

W tym sensie - zauważa Kagan - współczesny neokonserwatyzm nie jest żadną aberracją. Stanowi logiczną konsekwencję rozwoju najważniejszego pierwiastka amerykańskiej tradycji politycznej. W poczynaniach ekipy Busha i ideologicznych uzasadnieniach tych poczynań nie należy dopatrywać się wyłącznie cynizmu maskowanego wzniosłymi hasłami. To raczej dosyć wierne odbicie amerykańskiego charakteru narodowego, w którym skłonność do ekspansji łączy się z utopijnym poczuciem misji niesienia wolności wszystkim ludziom na ziemi.

– a Europejczycy z Wenus

Te cechy amerykańskiego charakteru najbardziej rażą Europejczyków. Dla nich bowiem - twierdzi Kagan - ekspansja i konflikt są czymś nie do zaakceptowania. To nie tylko reakcja na całe wieki własnej historii znaczonej krwawymi konfliktami, ale także wyraz nadziei równie utopijnej jak ta, która stymuluje poczynania amerykańskich "neokonów". W przypadku Europy jest to nadzieja na prowadzenie prawdziwie "ponowoczesnej" polityki: w której negocjacje i regulacje mają nieporównanie większe znaczenie niż siła czy stanowczość. Unia Europejska jest najważniejszym ucieleśnieniem tej utopii. To polityczny organizm złożony z niegdyś wrogich sobie państw, które przyjęły system reguł pokojowego współżycia. Europa pragnie przenieść swoje doświadczenia na szerszy kontekst - chce, by światowy ład opierał się na dyplomatycznych negocjacjach i ścisłym stosowaniu prawa międzynarodowego, które określa prawa i obowiązki wszystkich krajów.

Problem w tym jednak, że "ponowoczesny" ład światowy wymaga, by wszyscy jego uczestnicy przyjęli „ponowoczesne” reguły gry. A z tym bywa różnie i często okazuje się, że siła jest jedynym sposobem rozwiązania międzynarodowego sporu. Unia Europejska ze swoją niechęcią do stosowania przemocy wielokrotnie okazywała się bezradna w obliczu krwawych konfliktów – tak było np. na Bałkanach. Co więcej, sama Unia prawdopodobnie nigdy by nie powstała i nie zaczęła snuć swoich ambitnych planów, gdyby nie ochronny parasol amerykańskiej potęgi militarnej. Tylko dzięki niemu - zauważa Kagan - zachodnia Europa nie uległa w okresie zimnej wojny sowieckim wpływom. Dziś także bez odpowiedniego wsparcia w postaci bardziej tradycyjnej siły wojskowej projekt "ponowoczesnego" ładu na skalę całego kontynentu - a tym bardziej całego globu - skazany jest na porażkę.

Autokraci trzymają się mocno

Jego relatywną słabość najlepiej wedle Kagana ukazują skomplikowane stosunki między Unią Europejską i Rosją. To typowa sytuacja, w której stykają się ze sobą polityczne organizmy stojące na dwóch różnych szczeblach rozwoju. "Ponowoczesna" Unia musi borykać się z Rosją, która odbudowuje mocarstwowość w najlepszym XIX-wiecznym stylu - opartą na militarnej sile i świadomie rozbudzanym nacjonalizmie. Wobec takiego przeciwnika - zauważa Kagan - Europa jest właściwie bezradna. Dopóki Rosja była słaba, UE mogła żywić nadzieję, że wcześniej czy później uda jej się narzucić wschodniemu sąsiadowi własne reguły. Teraz jednak to Rosjanie przeszli do ofensywy, w której wszystko - w tym także dyplomatyczne, ekonomiczne czy kulturalne kontakty – traktowane są jako narzędzie odzyskiwania wpływów na kontynencie. Rosyjski szantaż energetyczny przeraża europejskich polityków, ale w gruncie rzeczy nie bardzo wiedzą, jak sobie z nim radzić.

A Rosja to tylko jeden z przeciwników, z jakimi ma do czynienia liberalno-demokratyczny świat. Innym, jeszcze groźniejszym są Chiny. Zachód długo łudził się - wskazuje Kagan - że zdoła wmontować Państwo Środka w obręb "liberalnego porządku światowego". Że chińscy komuniści zezwalając na rozwój kapitalizmu, w końcu będą także zmuszeni wprowadzić demokratyczne reformy. Nic takiego jednak nie nastąpiło, i dziś Chiny z powodzeniem łączą kapitalistyczną gospodarkę z autokratycznym systemem politycznym. Wraz z Rosją są głównym filarem antydemokratycznego frontu rzucającego wyzwanie demokratycznemu Zachodowi.

Starcie demokracji z autokratycznymi reżimami będzie wedle Kagana najważniejszym elementem światowego pejzażu politycznego w najbliższych latach. Tak naprawdę więc neokonserwatywne idee "osi zła" czy "rozprzestrzeniania demokracji" okazały się mniej naiwne, niż się wydawało ich licznym (zwłaszcza europejskim) krytykom. W tych zmaganiach po stronie Zachodu liczą się głównie Stany Zjednoczone. I to one powinny wedle Kagana nadal dzierżyć przywództwo świata. Europa, słaba i niezdecydowana, sama siebie skazuje na bycie w politycznej drugiej lidze. Czy rzeczywiście? Czy tylko militarna potęga pozwoli demokratycznemu światu przetrwać? I jaką cenę musi on za to zapłacić? To pytania, które niewątpliwie warto Kaganowi zadać w trakcie naszej debaty.