Powierzenie Chinom organizacji olimpiady jest skandalem, za który odpowiedzialność ponoszą funkcjonariusze ruchu olimpijskiego. Ich twierdzenie, że nie mogą się mieszać do polityki, jest cyniczne i obłudne. Przestrzeganie praw człowieka to uniwersalna norma cywilizacyjna, której nie akceptują tylko komuniści i faszyści.

Reklama

Nie potępiamy sportowców uczestniczących w olimpiadzie - oni nie decydowali o tym, gdzie się ona odbędzie. Uznajemy prawo miłośników sportu do przeżywania emocji - oni też nie decydowali o powierzeniu Chinom przeprowadzenia olimpiady. Wyrażamy jednak dezaprobatę wszystkim ludziom świata polityki, którzy swoją obecnością w Pekinie - niezależnie od werbalnych oświadczeń - afirmują dyktatorskie państwo.

Chcemy przede wszystkim wyrazić naszą solidarność ze wszystkimi ludźmi pozbawionymi w Chinach wolności i podstawowych praw. Jesteśmy przekonani, że każda dyktatura - nawet gdy jest potężnym państwem - powinna być potępiona.

dr hab. Ryszard Bugaj, polityk, ekonomista

Czesław Bielecki, architekt, publicysta, polityk

prof. Antoni Dudek politolog, historyk

prof. Kazimierz Frieske, socjolog, prawnik, tłumacz

Reklama

Janina Jankowska, dziennikarz, reporter radiowy

prof. Antoni Kamiński, politolog

Wojciech Kilar, kompozytor

prof. Jadwiga Koralewicz, rektor Collegium Civitas

Krzysztof Krauze, reżyser

prof. Ireneusz Krzemiński, socjolog

Grzegorz Miecugow, publicysta TVN

prof. Paweł Śpiewak, socjolog, historyk idei

prof. Andrzej Rychard, socjolog

Eustachy Rylski, pisarz

prof. Grażyna Skąpska, socjolog, prawnik

prof. Aleksander Smolar, politolog, publicysta

Piotr Sommer, poeta, tłumacz

prof. Magdalena Środa, etyk

Henryk Wujec, polityk

p

WITOLD GŁOWACKI: Zainicjował pan list otwarty w proteście przeciwko łamaniu praw człowieka w Chinach. Chciał pan w ten sposób zastąpić polityków?
RYSZARD BUGAJ: Ja ten list napisałem, ale inicjatorów jest kilku. Mam tu na myśli Pawła Śpiewaka, Antoniego Dudka, Antoniego Kamińskiego i Andrzeja Rycharda. Myślę, że nasze motywacje właściwie nie są polityczne. Ktoś musiał powiedzieć, że król jest nagi. Ludzie, którzy są w bezpośredniej grze politycznej, mają więcej dylematów. Ja nie chce im odbierać prawa do tych dylematów. Myślę, że oni mają nawet obowiązek konfrontować ze sobą różne, często sprzeczne racje. Natomiast ludziom, którzy - tak jak ja i reszta inicjatorów listu - pozostają poza doraźnym sporem politycznym, łatwiej jest wypowiadać się o zasadach.

Bo nie staną panowie niebawem na przykład przed koniecznością negocjowania z Sarkozym, który wybrał się na otwarcie olimpiady do Pekinu?
To, że się wypowiedzieliśmy, nie oznacza, że jesteśmy zwolnieni z myślenia o konsekwencjach takiej wypowiedzi. Na pewno nie. Chiny pozostają krajem dyktatorskim, to jest bezsporne. Chiny z całą pewnością chcą uczynić z olimpiady środek wzmocnienia swojego dyktatorskiego państwa. Widzę wyraźną analogię - choć zachowuję rozsądne proporcje - z olimpiadą berlińską w 1936 roku. Ówczesne Niemcy - podobnie jak dzisiejsze Chiny - były państwem, które rosło w siłę i stawało się coraz bardziej agresywne. W moim przekonaniu Chiny powinny otrzymać możliwie wyraziste ostrzeżenie, że świat nie będzie tego akceptował. Ci, którzy rozprawiają o niemieszaniu sportu do polityki, są obłudnikami. Po pierwsze sport od dawna jest elementem polityki. Ale druga sprawa jest znacznie poważniejsza, i jest zawarta w samym liście. To są prawa człowieka - które nie mogą być traktowane jako typowa polityka. Cywilizowany świat po prostu nie może się na to zgodzić.

Ale się godzi. Nawet polscy politycy ograniczyli się jedynie do nieuczestnictwa w ceremonii otwarcia olimpiady.
Na co dzień mam bardzo krytyczny stosunek do naszego świata polityki. Ale akurat w tej sprawie polscy politycy nie zachowują się bardzo źle. Zachowują się lepiej niż politycy w innych krajach. Przynajmniej dostrzegają, czym są Chiny. Nie robią tego, co Putin i Bush - nie przedkładają bardzo doraźnych politycznych zysków ponad pryncypialne zasady. To mi się podoba.

Jednak projekt uchwały sejmowej, która miała potępić łamanie praw człowieka w Tybecie, upadł.
Właśnie. Moim zdaniem świat polskiej polityki powinien zrobić jeszcze pół kroku w tę stronę. Parlament powinien się w tej sprawie wypowiedzieć. Co właściwie się stało, że się nie wypowiedział? Nie wiem, ale to smutne. Z drugiej strony jednak, kiedy słyszę krytyczne wobec Chin wypowiedzi Hansa Poetteringa, to chciałbym go zapytać, dlaczego on nie zgłosił odpowiedniej uchwały, żeby przyjął ją Parlament Europejski. Przypuszczam, że byłoby to niemożliwe.

W Parlamencie Europejskim zawsze jednak zwycięża realpolitik. W Polsce też powinna? Nawet jeśli chodzi o prawa człowieka?
Nie zawsze tak jest. Były na przykład polskie wystąpienia w sprawie Kuby, gdzie brutalnie łamane są prawa człowieka. Robimy w tym kierunku kroki, nawet narażając swoje interesy - np. jeśli chodzi o Białoruś. Na pewno jednak możemy w tej sprawie zrobić więcej, niż robimy do tej pory. Trzeba rozróżnić dwa standardy walki o prawa człowieka. Jeden to standard kraju demokratycznego w rozumieniu europejskim i odchylenia takie jak brak dostępu do sprawnego sądownictwa. A drugi jest to standard znacznie obniżony, w którym człowiek za drobne przestępstwo może być skazany na karę śmierci albo w którym można zamknąć kogoś w obozie pracy. W tym pierwszym standardzie powinniśmy być bardziej powściągliwi, tzn. krytykować, protestować, ale też biorąc pod uwagę, że istnieje problem naszych interesów jako państwa i formułowania polityki. W drugim przypadku - jak to się zdarza w Afryce czy w Chinach - gdzie nie ma przestrzeni dla realpolitik - jest inaczej. Pamiętajmy, że nasz kraj dysponuje różnymi środkami - jest rząd, parlament i opinia publiczna.

Od czego ma zależeć nasza postawa?
Także od naszych historycznych zobowiązań. Bardzo ważną sprawą dla Polski powinien być Tybet. Nie zapominajmy, że byliśmy w podobnej sytuacji - Polska od 1795 r. była krajem niepodległym tylko przez 40 lat, a przed 1795 r. przez spory okres była tylko półsuwerenna. Musimy wspierać racje suwerenności innego kraju, który pozostaje okupowany. Dla Polski ta sprawa jest z pewnością ważniejsza niż dla Francji lub Stanów Zjednoczonych, nie mówiąc o Rosji.

Na czym miałaby polegać nasza pomoc Tybetańczykom?
To, że marszałkowie Komorowski i Borusewicz przewidują wkrótce wizytę Dalajlamy w Polsce, jest krokiem we właściwą stronę. Możemy też starać się lobbować w Unii Europejskiej ograniczenie przypływu towarów z Chin. Akurat w tej spawie Chiny są wrażliwe. Niektórzy martwią się, czy w przyszłości przez nasze działania nie ucierpią na tym nasze relacje. Ja bym się nie martwił, jeśli chodzi o relacje ekonomiczne, bo są one i tak fatalne. Polski eksport do Chin jest znikomy, a eksport z Chin do Polski jest wielki i wspierany przez socjalny dumping.