Potrafię sobie wyobrazić, że po zakończeniu swojej wizyty w USA premier Donald Tusk zapyta: "Co się stało z Polonią?". A konkretniej: co się stało z politycznymi wpływami, intelektualną siłą i szczerym zaangażowaniem, którymi Polacy w Ameryce wspierali swoją ojczyznę?

Reklama

Tusk i jego rząd mają świadomość, że wpływy Polonii w USA spadły do najniższego poziomu od II wojny światowej. Dawno minęły czasy, kiedy przywódcy polonijni w zwartym ordynku maszerowali do Białego Domu – na przykład podczas stanu wojennego - i skutecznie przekonywali prezydenta do przyjęcia ich stanowiska.

Za słabością dzisiejszej Polonii kryje się wiele przyczyn. Najbardziej oczywiste z nich to brak wielkich celów do osiągnięcia i brak strategicznej jedności. Po wprowadzeniu stanu wojennego Amerykanie polskiego pochodzenia byli zjednoczeni i błyskawicznie się zmobilizowali. Niedługo po 13 grudnia odbyli spotkanie z prezydentem Reaganem i uzyskali pełne poparcie jego administracji. Przez następne kilka lat wysłali do Polski, której gospodarka znajdowała się na skraju załamania, artykuły pierwszej potrzeby warte ponad 200 mln dolarów. Krótko mówiąc, Polonia sprężyła się i jej starania przyniosły skutek.

Inny przykład tego, co może osiągnąć Polonia, kiedy ma przed oczyma wielki cel i jest strategicznie zjednoczona, to wstąpienie Polski do NATO. Polacy zasypali Senat lawiną listów i podjęli zmasowane działania lobbystyczne. Polonia ma prawo twierdzić, że bez jej wysiłków Polska nie zostałaby członkiem Sojuszu.

Reklama

Był to wszakże jedyny jaśniejszy punkt na tle malejących wpływów Polonii w okresie ostatnich 25 - 30 lat. Dzisiaj środowiska polonijne na żadnym szczeblu - krajowym, stanowym i lokalnym - nie mogą się poszczycić większymi sukcesami. Wysoki urzędnik ambasady polskiej w Waszyngtonie powiedział mi niedawno, że kwestia ta budzi głębokie zatroskanie i nie widać zbyt wielu konkretnych kroków, które mogłyby odwrócić tę niekorzystną tendencję.

Czy zatem wpływy Polonii zniknęły na zawsze, czy też po prostu musimy zaczekać na pojawienie się następnego wielkiego hasła bojowego? Powiedziałbym ostrożnie, że zniknęły na zawsze. Dlaczego ostrożnie? Dlatego, że Polonię czeka przełom pokoleniowy, przekazanie pałeczki przez najbardziej wpływowych emigrantów - około dwustutysięczną grupę, która przyjechała do USA po II wojnie światowej - młodszej generacji, która jeszcze nie zdefiniowała swojej roli. W programie działania tej generacji nie ma takich wielkich kwestii, jak Radio Wolna Europa, śledztwo w sprawie Katynia czy zawieszenie kredytów dla komunistycznych władz.

To jednak wcale nie znaczy, że pokolenie, które poprowadzi Polonię w przyszłość, nie ma wokół czego się mobilizować. Jest przecież choćby skandaliczna kwestia wiz. Amerykanie powinni się wstydzić, że obywatele Polski - lojalnego i strategicznie ważnego sojusznika - są poddawani upokarzającemu odpytywaniu w konsulatach i muszą płacić za wizę astronomiczną sumę 131 dolarów. Zniesienie obowiązku wizowego byłoby znaczącym sukcesem politycznym, który dodałby Polonii wiary w siebie i potwierdziłby wysoką rangę stosunków amerykańsko-polskich.

Reklama

Inną sprawą, w której Polonia ma do odegrania jakąś rolę, jest także tarcza antyrakietowa. Większość Polaków jest przeciwna tej instalacji, ale minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zaleca cierpliwość, opowiadając się za twardymi negocjacjami. Taka strategia mogłaby w istotnym stopniu zmienić sytuację - zwłaszcza jeśli Waszyngton wziąłby na siebie zobowiązanie do pomocy w modernizacji polskich sił zbrojnych. Tarcza antyrakietowa mogłaby się wtedy stać zarówno ważnym testem dla Polonii, jak również wielkim celem do osiągnięcia w świetle zachowań autokratycznej Rosji Władimira Putina.

Wchodzącemu na scenę nowemu pokoleniu przywódców środowisk polonijnych potrzebne są przede wszystkim elastyczność i zaangażowanie. Sprawy wiz i tarczy są niezwykle istotne i będą miały wielki wpływ na kształt stosunków amerykańsko-polskich. Przyszedł już czas, aby nowe pokolenie przejęło stery.

Zdaję sobie rzecz jasna sprawę, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Żeby coś się ruszyło, Polonia musi przede wszystkim zacząć w znacznie większym stopniu docierać do młodszych Polaków. Następne pokolenie Polonii musi nauczyć się cenić pełną chwały historię Polski. Nie mam polskich powiązań rodzinnych, ale jestem głęboko zasmucony, kiedy spotykam młodych Amerykanów polskiego pochodzenia, którzy słabo znają swoje korzenie i nie cenią polskiej historii i kultury.

Nie da się tego zmienić z dnia na dzień, ale z pewnością warto podjąć działania w tym kierunku. Polonia musi podjąć oddolny wysiłek organizacyjny. Myślę - choć być może zabrzmi to naiwnie - że doskonałym punktem wyjścia jest tu znakomity film Andrzeja Wajdy "Katyń". Dzieło to powinno zostać pokazane młodym Polakom w całej Ameryce. Pomoże im ono zrozumieć, co to znaczy być Polakiem, i zobaczyć, że rewanżystowskie pogróżki Rosji Putina to kwestia tej miary, co kiedyś stan wojenny i wstąpienie Polski do NATO.

Na razie nie podpisano umowy z żadnym amerykańskim dystrybutorem, za co winę ponosi TVP. Jeśli szybko nie zostaną podjęte jakieś kroki, film może umrzeć śmiercią naturalną. Byłoby to wyrzucenie w błoto wielkiej szansy, jaka się nadarzyła.