Decyzja SLD o rozstaniu z Demokratami była naturalna. Ale nie wniesie ona nic nowego i nie przyniesie oczekiwanej przez Sojusz poprawy wizerunku partii.
Ugrupowanie Wojciecha Olejniczaka chce się prezentować jako normalna, zdrowa partia lewicowa, dla której ważne są problemy społeczne. A z Demokratami u boku, których liberalne poglądy są znane od dawna, nie byłoby to możliwe. Zwrot Demokratów w tę stronę byłby mało prawdopodobny i niewiarygodny dla wyborców. Jednak zabieg amputacyjny, jakiego Sojusz dokonał, i tak mu nie pomoże. Sądzę, że pewnie w niedługim czasie SLD ostatecznie zniknie ze sceny politycznej.
Decyzja Olejniczaka była dla Partii Demokratycznej z pewnością upokarzająca. Choć moi byli koledzy sami sobie na to w pełni zasłużyli – za trzy mandaty zgodzili się firmować masę łajdactw, jakie środowisko Sojuszu ma na swym sumieniu, i to bez stawiania koalicjantowi żadnych wymagań. Ten rozłam oznaczać też będzie definitywny koniec Partii Demokratycznej, która nie utrzyma się jako samodzielne stronnictwo. Wątpię też, czy chciałaby ją przygarnąć Platforma Obywatelska. Jednak zniknięcie Demokratów z polityki na los SLD nie będzie miało najmniejszego wpływu.
Sojusz oczywiście stara się utrzymać w grze i wraca na ścieżkę, na której znajdował się już wielokrotnie. Jak zwykle, kiedy zaczyna przegrywać, przywraca na swe sztandary sprawy socjalne. Jednak tym razem to mu nie pomoże, bo obywatele nie raz przekonali się, że Sojusz używa tych haseł tylko jako chwytu taktycznego. Że składa puste obietnice, których jako partia rządząca nie dotrzymuje. Obywatele wiedzą też dobrze, że to ugrupowanie stać na zmianę liderów, ale nie zasad działania i charakteru. SLD przypomina trochę węgierską partię lewicową: składa się z ludzi cynicznych, niewahających się używać wszelkich instrumentów, byle tylko odnieść zakładane korzyści. Dlatego bardzo mało prawdopodobne jest, by udało mu się przekonać wyborców, że sprawy socjalne naprawdę leżą mu na sercu.
Nie myślę też, że pociągający dla elektoratu może stać się nowy proeuropejski program SLD, program obrony praw człowieka czy stawianie na demokrację. Na tym polu trudno mu będzie przelicytować Platformę Obywatelską. Poza tym SLD nie jest w stanie dać jakiejkolwiek gwarancji, że pod jego rządami patologie III RP nie powrócą. W tym środowisku nie można wykluczyć, że nowe skandale nie wyjdą na jaw.
Sondażowe notowania SLD mają od miesięcy jeden kierunek: w dół. Pozyskanie sympatii wyborców jest więc dla SLD być albo nie być. Zwłaszcza że najbardziej lojalny elektorat Sojuszu bazujący na sentymencie do czasów PRL – powoli umiera. W dodatku poważna jego część i tak będzie raczej skłonna do oddania głosu na Leszka Millera, który pokazał, że jest reprezentantem ludzi PRL i nie poświęca ich interesów aliansom z tymi, którzy te czasy zwalczali. To wszystko sprawia, że SLD ma nikłe szanse na przetrwanie.
Do kłopotów historycznych i braku dobrego programu dochodzi problem z tym, że Sojusz nie dorobił się charyzmatycznego i mocnego lidera. Wojciech Olejniczak to figura niewielka, która niewiele może zdziałać. Kiedyś znaczącą postacią był Leszek Miller, także Aleksander Kwaśniewski. Dziś pozostał Jerzy Szmajdziński – człowiek bezbarwny, o wcale nie lepszym życiorysie. Od Millera różni się tylko tym, że ten pierwszy był członkiem biura politycznego, a Szmajdziński – szefem komunistycznej młodzieżówki. To klasyczny aparatczyk.
Jednak upadek Sojuszu nie oznaczałby końca istnienia lewicy na scenie politycznej. Osobiście wypatrywałbym jego odejścia wręcz z nadzieją. Bo choć SLD nie można uznać za normalną lewicę, to stwarzał on takie złudzenie i dotychczas zajmował miejsce lewicy autentycznej. Jeżeli scena polityczna w Polsce ma się kiedyś wykształcić, nie może oczywiście zabraknąć na niej ugrupowania lewicowego. Ale takie ugrupowanie po komunizmie trzeba budować od początku. I po upadku SLD może to nastąpić.
Dlatego z wielkim zdziwieniem patrzę na zaangażowanie ludzi takich jak Sławomir Sierakowski w ratowanie SLD. Jest młody i mógłby spokojnie poczekać, aż SLD się skończy. I nie mieszać się do środowiska, za którym ciągnie się fatalna reputacja. Dlaczego więc się do niego przytula? Warto poczekać na szansę i stworzyć nowe ugrupowanie lewicowe w Polsce.