Badania opinii publicznej w Rosji wskazują, że Polska wciąż ma twarz generała Jaruzelskiego. Jest on wśród Rosjan rozpoznawalny w większym nawet stopniu niż popularne tam aktorki - Anna German i Barbara Brylska, o Mickiewiczu i Koperniku nie wspominając. Wczorajszy wywiad "Rossijskiej Gaziety" z generałem Jaruzelskim potwierdza jednak szczególny rys tego wizerunku: autor stanu wojennego jawi się dziś bardziej jako postać tragikomiczna niż bohater, wódz i znamienity polityk. Tragikomiczna zwłaszcza kiedy patrzy się na nią z polskiej perspektywy.

Reklama

Otóż w Rosji Wojciech Jaruzelski gra rolę kogoś zupełnie innego, niż znają go Polacy. Już w okresie rosyjskiego kryzysu dwuwładzy w roku 1993 przedstawiciele moskiewskiej inteligencji chętnie namawiali prezydenta Borysa Jelcyna, by "wziął przykład z Jaruzelskiego". Jaruzelski był dla nich tym, kim dla polskiej prawicy Augusto Pinochet: antykomunistycznym dyktatorem wojskowym. Dyktatorem, ale nade wszystko modernizatorem. Tak samo i dziś postrzega się go w Rosji - jako władcę, co prawda autorytarnego, który jednak wprowadził Polskę na drogę postępu.

W polskim kontekście natomiast, niezależnie nawet od politycznych - pozytywnych czy negatywnych - ocen, generał Jaruzelski występuje w roli wręcz przeciwnej: jako symbol schyłku komunizmu i smutnych lat 80. Lat zastoju, stagnacji i codziennej walki o przetrwanie. Pamiętam przy tym własną rozmowę ze znajomym rosyjskim politologiem, który był szczerze zdziwiony, dowiedziawszy się, że Jaruzelski należał do partii komunistycznej i, co więcej, był jej pierwszym sekretarzem. U źródeł popularności generała w Rosji - popularności tyleż dziwacznej, co niezaprzeczalnej - leży więc kompletne zaprzeczenie historii.

Samemu generałowi Jaruzelskiemu - kiedy udziela rosyjskim gazetom podobnych wywiadów, kiedy aktywizuje się na polu stosunków Warszawa - Moskwa, kiedy z pompą uczestniczy w obchodach 50-lecia zwycięstwa nad faszyzmem i przyjmuje od Putina order - wydaje się zapewne, że zbliża w ten sposób nasze narody i sprzyja dobrosąsiedzkim stosunkom. Tymczasem efekt jest raczej odwrotny, i wczorajszy wywiad w pełni to potwierdza.

Reklama

Otóż Jaruzelski to wciąż najbardziej chyba znany Rosjanom Polak, i to Polak w pełni kojarzący się z przeszłością: z Polską ludową pozostającą w bloku sowieckim i z sowiecką nostalgią za czasami imperium. To dla Rosjan "nasz generał" - a sam Jaruzelski swoimi wypowiedziami wcale od tych skojarzeń się nie odcina. W gruncie rzeczy to zjawisko fatalne, bo utwierdza głęboki resentyment dużej części Rosjan wobec Polski i ich niepogodzenie się z Polską dzisiejszą: wolną, europejską, modernizującą się. Dla Rosjan Polska z twarzą generała w ciemnych okularach pozostaje wspomnieniem lepszych czasów i nie pozwala zainteresować się tym, co w Polsce nowe. Wojciech Jaruzelski podtrzymujący tamtą legendę komunizmu i własną legendę o stanie wojennym jako "mniejszym złu" nie robi nic pozytywnego dla urealnienia wizerunku Polski, sam stając się postacią tym bardziej tragikomiczną.

Tragikomiczny jest wreszcie i z tej przyczyny, że kolejne jego występy na rosyjskiej scenie zdają się być wykorzystywane czysto instrumentalnie. Kiedy trzy lata temu w maju jechał do Moskwy odebrać honory od Władimira Putina i zasiąść w pierwszych rzędach podczas wielkiej wojskowej parady, Rosjanom chodziło o jedno: o upokorzenie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Można się i dziś zastanawiać, dla kogo prztyczkiem w nos ma być lansowanie w ważnych rosyjskich mediach tezy formułowanej już nieraz przez Wojciecha Jaruzelskiego, że nie byłoby Okrągłego Stołu bez stanu wojennego.

Teza jest oczywiście prawdziwa: tak samo, jak nie byłoby żadnego pokoju bez wcześniejszej wojny i nie byłoby opozycji antykomunistycznej bez komunizmu. Rosjanom - i chyba samemu generałowi - ta logika pozwala postrzegać go jako architekta wolnej Polski i nieomal patrona "Solidarności". W Polsce możemy się z tego śmiać. Rosjanie tę wersję pewnie kupią. Tak samo jak uwierzyli, że w Polsce został zakazany film "Czterej pancerni i pies". Pytanie, czy Wojciechowi Jaruzelskiemu rzeczywiście chodzi o to, żeby stosunki polsko-rosyjskie na zawsze pozostały w cieniu komunistycznej przeszłości?

Reklama

p

*Włodzimierz Marciniak, politolog specjalizujący się w tematyce rosyjskiej, był dyplomatą w Moskwie, obecnie pracuje w PAN