Zanim rozprawa formalnie się rozpoczęła, sąd pytał oskarżonych o imię, nazwisko, stan cywilny, dochody. Można było się więc dowiedzieć, że dawni komunistyczni notable mają bardzo różne emerytury. Generał Jaruzelski dostaje ponad siedem tysięcy złotych, a najważniejszy kiedyś człowiek w Polsce, pierwszy sekretarz KC PZPR Stanisław Kania - "zaledwie" dwa tysiące dwieście złotych.
Kania nie odmówił też sobie drobnej uszczypliwości pod adresem prokuratury. Bo zaczął prostować akt oskarżenia, w którym napisano, że ma dwóch synów. "Mam syna i córkę" - mówił sądowi Kania.
Rozprawa rozpoczęła się wnioskiem prokuratorów IPN, którzy chceli, by sąd zweryfikował usprawiedliwienie nieobecnego Czesława Kiszczaka. Sąd jednak wniosek odrzucił. Na procesie nie pojawił się także Emil Kołodziej, były członek peerelowskiej Rady Państwa.
>>> Zobacz, jak żyją autorzy stany wojennego
Ostatecznie sprawę Kołodzieja wyłączono do odrębnego postępowania. Nieobecność Kiszczaka sąd uznał za nieusprawiedliwioną. Odrzucił też wnioski o weryfikację zaświadczeń o stanie zdrowia oskarżonych.
Po tych formalnych przepychankach proces wreszcie ruszył. Prokurator IPN rozpoczął odczytywanie aktu oskarżenia. Sąd nakazał przedstawić jedynie podstawy aktu oskarżenia wraz z uzasadnieniem. Ale odczytywanie aktu i tak trwało kilka godzin. Zwłaszcza, że zgłoszono kilka wniosków formalnych.
Prokurator zasugerował sądowi, żeby zmieniono salę na klimatyzowaną, bo w tej, która jest obecnie wykorzystywana, po kilku minutach robi się duszno. Tym bardziej, że proces cieszy się wielkim zainteresowaniem, a liczne ekipy filmowe z kamerami i reflektorami podnoszą - dosłownie - temperaturę na sali. A ponadto jeden z oskarżonych Tadeusz Skóra skarżył się, że nie słyszy tego, co mówi prokurator.
Z kolei oskarżeni Jaruzelski i Kania poprosili sąd, żeby odczytano akt oskarżenia w całości. Tłumaczyli, że proces cieszy się wielkim zainteresowaniem, więc społeczeństwo powinno wiedzieć, do czego będą się odnosiły ich wyjaśnienia.
"Wnioskuję o odczytanie aktu oskarżenia w całości, bo w przeciwnym razie nasze wyjaśnienia byłyby swoistą walką z cieniem, trafiałyby w próżnię" - argumentował Jaruzelski.
>>>Zobacz, jak broni się Wojciech Jaruzelski
Zaś jeden z obrońców poprosił sąd, żeby ze względu na stan zdrowia i to, że niektórzy z oskarżonych mogą przebywać na sali tylko cztery (Jaruzelski) lub dwie (Kiszczak) godziny, rozdzielić odczytywanie aktu oskarżenia. Na tej rozprawie odczytać sam akt, a na następnej uzasadnienie. W ten sposób oskarżeni mogliby odnieść się do uzasadnienia bezpośrednio po jego odczytaniu.
Sąd wszystkie wnioski odrzucił. Zdyscyplinował też dziennikarzy i fotoreporterów. Nakazał, żeby w trakcie rozprawy nie robiono zdjęć, bo hałas fotograficznych migawek zagłusza słowa prokuratora. Dziennikarzy zaś poprosił, żeby nie kręcili się po sali.
Senator Zbigniew Romaszewski nie ma wątpliwości, że nieobecność Czesława Kiszczaka i wszystkie wnioski obrony to taktyka, którą on i inni oskarżeni skutecznie wypraktykowali już w innych, licznych procesach. Udawało im się w ten sposób wydłużać rozprawy w nieskończoność. "Mam nadzieję, że tym razem sąd na to nie pozwoli. Nie pozwoli na lekceważenie Rzeczypospolitej i sądu" - mówił dziennikowi.pl wyraźnie poruszony Romaszewski.
Mimo tego organizacyjnego zamieszania prokurator przedstawił akt oskarżenia. Zarzucił oskarżonym, że przygotowując stan wojenny, wiedzieli, iż przygotowywane akty prawne z nim związane będą niezgodne z konstytucją PRL
"Już w październiku 1980 roku oficer z Komitetu Obrony Kraju pisał w notatkach dla przełożonych, że ograniczenie praw obywatelskich w stanie wojennym może wprowadzić tylko akt o charakterze konstytucyjnym" - mówił prokurator Piotr Piątek
Jednak w listopadzie 1980 roku w KOK przyjęto nową koncepcję. W celu zaskoczenia przeciwnika politycznego zmiany prawne będą wprowadzone w drodze dekretów Rady Państwa, a nie drogą sejmową. "Od tego momentu w pracach KOK świadomie przyjęto założenie, że akty prawne będą niezgodne z konstytucją PRL, o czym wiedzieli oskarżeni" - oświadczył Piątek.
Po wystąpieniu prokuratora sąd zarządził przerwę w procesie do 25 września. Wtedy wyjaśnienia będą składali oskarżeni.
Rozpoczęcie procesu stało się możliwe po tym, jak w czerwcu sąd apelacyjny uchylił decyzję sądu okręgowego, który w maju zwrócił sprawę do IPN w celu uzupełnienia "istotnych braków". Sugerował też, że należy m. in. przesłuchać istotnych świadków z zagranicy, w tym ówczesną premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher i członka kierownictwa ZSRR Michaiła Gorbaczowa. Nakazał także powołanie zespołu historyków do oceny realności groźby interwencji ZSRR w latach 1980-1981 i zwrócenie się do zagranicznych archiwów o dokumenty. Sąd apelacyjny uznał, że zebrane już przez IPN dowody wystarczą do prowadzenia procesu.
>>>Przeczytaj, dlaczego sąd zwrócił akta do IPN
Główni oskarżeni to 84-letni generał Jaruzelski - ówczesny sekretarz PZPR, premier PRL i szef MON, a także szef WRON, 82-letni generał Kiszczak - członek WRON i ówczesny szef MSW oraz 80-letni Kania, były już wtedy I sekretarz KC PZPR. Oskarżeni nie przyznają się do zarzutów. W śledztwie odmówili zeznań.
Według obrony, oskarżeni nie popełnili przestępstwa, bo działali w stanie wyższej konieczności wobec groźby sowieckiej interwencji.
IPN chce osądzenia członków utworzonej w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. tak zwanej Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego (WRON) oraz Rady Państwa PRL, która formalnie wprowadziła stan wojenny i wydała odpowiednie dekrety. Zarzuty dotyczą m.in. kierowania i udziału we WRON, który uznano za "związek przestępczy o charakterze zbrojnym, mający na celu popełnianie przestępstw".