Pierwsza była kastracja. Zwyrodnialec gwałcący córkę - tak, to się w głowie nie mieści. Reakcja premiera była więc jak z podręcznika PR-u: mocne słowa (kreatura, indywiduum niezasługujące na miano człowieka), a zapowiedź kary zabrzmiała szokująco - kastracja farmakologiczna. Brr!

Reklama

>>>Przeczytaj, co premir Tusk powiedział o kastracji pedofilów

Donald Tusk zaprezentował się jako polityk twardy i zdecydowany. Wygrał, a kastracja stała się tematem odsuwającym rozważania nad bilansem rządu w 300 dni od powołania. Kiedy do głosu doszli eksperci, okazało się jednak, że owa kastracja to po prostu podawanie leków obniżających popęd płciowy. Tym się pedofila nie wyleczy, do tego potrzebna jest psychoterapia. To trochę jak esperal - można sobie wszyć nawet trzy, ale jeszcze żaden nikogo od wódki na stałe nie odciągnął, choć owszem, może pomóc. Kastracja farmakologiczna - ostrzegają lekarze - by miała sens, musiałaby być poparta długotrwałą terapią. Tego jednak nikt nie chce słuchać. Słowa poszły w świat i wywołały pożądany efekt. Trzeba było posłuchać audycji w "Trójce", gdzie słuchacze - tego skądinąd inteligenckiego radia - prześcigali się w pomysłach, co i jak należy pedofilom wyciąć. Skoro kastracja to kastracja na całego, a jak!

Jestem dziwnie pewien, że kiedy wykastrowany z wszelkich sensacji projekt ustawy trafi wreszcie do Sejmu, nikt nie będzie miał już do niego głowy i ugrzęźnie tam na dłużej. Ale przecież nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go.

Reklama

I tak, trzymając się tej zasady, dwa dni po pedofilach departament PR-u kancelarii premiera wziął na warsztat złotówkę, a Donald Tusk ogłosił, że zastąpimy ją euro już za dwa i pół roku. Zabrzmiało sensacyjnie. Dopiero fachowcy zaczęli następnego dnia mnożyć przeszkody: jeśli chcemy euro, to musimy na dwa lata (czyli już od stycznia!) wejść do tak zwanej zamrażarki, która stabilizowałaby naszą walutę. Poza tym może trzeba będzie zmienić konstytucję, a na pewno należy porozumieć się z opozycją i z prezydentem. Zrobił to ktoś? Oczywiście nie, ważne, że temat rzucono.

Może ktoś pogardliwie skwitować taki styl uprawiania polityki jako populizm, taniochę i uleganie tabloidom. To prawda, ale dla sprawiedliwości oddajmy, że ani Tusk w tym pierwszy, ani pewnie nie ostatni. Jego poprzednik też przez lata specjalizował się w rzucaniu różnych zapowiedzi, które zwykle szły w roszczeniowo-dekomunizacyjnym kierunku, a kiedy przyszło co do czego, okazał się całkiem liberalny, a do walki z komunizmem głowy nie miał. Różnicę dostrzegałbym w tym, że o ile Kaczyński po prostu coś tam czasem chlapnął, to u Tuska jest to starannie wyreżyserowane.

No tak, ale to detale, bo efekt ten sam. Nie ważne, co z sensacji wyniknie, nieistotne, co w środku, ważna jest krzykliwa zapowiedź. Ot, coś jak tytuł tego felietonu.