Po wczorajszym tekście dotyczącym współpracy z SB profesora Aleksandra Wolszczana dostaliśmy dużo listów, w tym niektóre z pytaniem, czy redakcja DZIENNIKA zmieniła stanowisko w sprawie lustracji. Otóż redakcja stanowiska nie zmieniła. Uważamy, że współpraca z komunistycznymi służbami specjalnymi, donoszenie na przyjaciół były złem. Wierzymy, że otwarcie archiwów, opisywanie teczek i otwarta dyskusja są jedynym sposobem na rozliczenie się z przeszłością. Zamiatanie spraw pod dywan, wynajdywanie kolejnych tematów tabu, milczenie - to droga donikąd. Teczki próbowano już zamknąć na cztery spusty. Straszono, że ujawnienie prawdy wyzwoli w nas największe demony. Zacznie się polowanie na czarownice i coś na kształt końca świata.

Reklama

I co? To, że 20 lat po upadku komunizmu ciągle dyskutujemy o esbeckich archiwach. Gdyby sprawę rozwiązano 10 albo 15 lat temu, dziś mielibyśmy to z głowy. Dziś lustracja wzbudza tysiąc razy więcej emocji wśród publicystów niż wśród ich publiczności. Nie ukrywajmy - większość obywateli ma do teczek stosunek bliski obojętności. A świat, chwała Bogu, się nie kończy.

Poparcie DZIENNIKA dla lustracji nigdy nie oznaczało, że wrzucamy wszystkich tajnych współpracowników do jednego worka. Każdą sprawę należy rozpatrywać indywidualnie. Jednych szantażowano, innym grożono, jeszcze inni donosili dla pieniędzy albo dlatego, że wierzyli w komunizm. Niektórzy szkodzili, niektórzy szkodzili mniej, a inni lawirowali tak, żeby SB nie powiedzieć ani słowa. Trudno ferować wyroki, ale można chłodno opisywać zawarte w archiwach historie. Dając prawo do wypowiedzi tajnym współpracownikom, ich przyjaciołom i ich ofiarom.

Taki był tekst Tomasza Butkiewicza o profesorze Wolszczanie w DZIENNIKU. Reporter dokładnie przeanalizował opasłe teczki naukowca, rozmawiał z nim i z jego kolegami z uniwersytetu, próbował dotrzeć do esbeków. Wyszło na to, że Wolszczan podpisał zobowiązanie dobrowolnie i mówi o tym otwarcie: "Dla mnie tamta decyzja była warta tyle samo co rutynowe podpisywanie zobowiązań do wierności PRL przed wyjazdem za granicę". Brał od SB pieniądze i podarunki. Jednocześnie - co wynika z archiwów - dostarczał esbekom informacje bezwartościowe. Taka jest prawda, do której dotarł po tygodniach pracy dziennikarz. Oceny moralnej postępowania profesora Wolszczana musi dokonać każdy w swoim sumieniu. I taka jest linia naszej gazety w tej sprawie.