Tu wymienia się bełkotliwy wywiad dla Radia Maryja, gdy podejrzewano Gosiewskiego o to, że mówił po paru głębszych. Drugą wpadką do rozliczenia ma być jego konflikt z byłą żoną o wysokość alimentów.

Reklama

I tu zaczyna się gra, bo posłowie PiS nie wiedzą, czy będzie lepiej czy gorzej po zmianie szefa klubu. Podstawowe pytanie: kto po Gosiewskim? Wariant, że szefem klubu zostanie Jarosław Kaczyński, nie jest żadną odpowiedzią, bo wiadomo, że lider partii będzie szefem tylko symbolicznym. Faktyczną codzienną władzę będą pełnili wyznaczeni zastępcy. Czyli wraca pytanie, kto konkretnie.

Jest w PiS grupa posłów, którym zależy na zmianie przewodniczącego, bo uważają, że wtedy będzie więcej miejsca dla nich. Jest też grupa, której zależy na utrzymaniu status quo. W każdym razie decydujący głos będzie należał do szefa partii. A Jarosław Kaczyński, zanim podejmie decyzję, będzie wsłuchiwał się w różne głosy. Nikt wtedy jednak nie będzie używał argumentów o grupowych korzyściach. Padną słowa o merytorycznych zaletach i wadach "żelaznego Gosia".

Bo Gosiewski to z jednej strony człowiek niezwykle pracowity i świetnie zorganizowany, z drugiej osoba traktująca innych z gracją nosorożca. Szeregowi posłowie PiS wielokrotnie byli przez niego traktowani niegrzecznie, czy nawet upokarzani. Ale ci sami posłowie pamiętają czasy, gdy w poprzedniej kadencji Sejmu klubem rządził Marek Kuchciński. Według ich wspomnień był to czas bałaganu i rozprzężenia, gdy wszyscy tęsknili za niemiłym, ale uporządkowanym "Gosiem".

Reklama

Wygląda na to, że piłka ciągle w grze. Kaczyński będzie miał problem - kto, jeśli nie Gosiewski, podoła znojnej pracy szefa klubu? Zatem możliwy jest drugi wariant rozwoju wypadków: urażony Gosiewski zacznie grozić dymisją, a jego szef, przestraszony tym, że nie znajdzie nikogo lepszego, jej nie przyjmie. A wtedy wzmocniony Gosiewski, w triumfie i chwale, wróci do swojego gabinetu.

Mało kto o tym wie, ale Gosiewski lubi czytać książki o historii. I być może natrafił na historię o carze Iwanie Groźnym, który obrażony na swoich bojarów zapowiedział abdykację. Bojarzy, choć wcześniej nienawidzili władcę, stracili głowę, uwierzyli w groźbę i zaczęli błagać, by tego nie robił. Iwan łaskawie przyjął ich prośby i potem rządził jeszcze twardszą ręką. Polscy politycy uwielbiają takie historie i zawsze biorą w nich stronę władcy poskramiającego poddanych. Gosiewski nie jest tu wyjątkiem.