Ponieważ przez cały tydzień chodziłem w garniturze, to z ulgą nałożyłem dżinsy i poszedłem na stadion. Nie wziąłem jednak pod uwagę tego, że zaproszony zostałem do loży honorowej, w której w tym moim dżinsowym mundurku wyglądałem jak ostatni żebrak. Panowie bowiem byli w ciemnych garniturach, a panie w kreacjach przypominających te, które w Polsce zobaczyć można na premierze teatralnej.
Gdy dziś przyglądam się przepychankom wokół PZPN, mam poczucie, że gra toczy się o taką właśnie stawkę. O to, by gdzieś w perspektywie może następnych dwudziestu lat, a może ciut wcześniej, oddano nam szansę zobaczenia wielkiego widowiska, prawdziwego spektaklu piłkarskiego na czystych i pełnych światła stadionach, na których można spotkać pogodnych i uśmiechniętych ludzi, którzy dzisiaj przyszli na mecz, a jutro może pójdą do teatru. Może jestem fantastą, ale mam w oczach stadiony, a właściwie hale, gdzie taki klimat właśnie jest, gdzie przychodzą całe rodziny bez strachu, że zostanie się pobitym lub znieważonym chamskimi przyśpiewkami. I nie są to hale za granicą, ale u nas, w Polsce, podczas na przykład spotkań siatkarzy grających w Lidze Światowej.
Czy którykolwiek z panów kandydujących na prezesa PZPN myśli w takich kategoriach? Wątpię. No może jedynie Zbigniew Boniek, który jest człowiekiem światowym i dla którego wizja cywilizowanego widowiska nie jest niczym egzotycznym, ma coś takiego w planie, ale na razie z jego ust niczego takiego nie usłyszałem.
Obawiam się, że pozostali panowie są tacy sami jak tych 116 działaczy, którzy w czwartek podejmą decyzję o wyborze nowego szefa. Oni wolą mętną wodę niż czyste strumyki, wolą ciemne interesy od przejrzystych transakcji. Wolą komuś zapłacić pod stołem 2 tysiące, niż założyć szkółkę z prawdziwego zdarzenia lub zainwestować w transfer dobrego piłkarza. Wolą stadiony, na których kolejka do toalety jest kilkudziesięcioosobowa, a gdy już człowiek tam dotrze, to żałuje, że nie poszedł pod drzewo, niż dogadać się z miastem i zainwestować w nowy stadion. Oni cali siedzą jeszcze w PRL, są przez tamten system wychowani i ukształtowani, i nikt, i nic im tego z głów nie wybije. Zwłaszcza że nad tymi głowami jest rozpięty parasol niezależnej, a jakże, instytucji międzynarodowej. Instytucji i niezwykle bogatej, i niezwykle wpływowej.
Wszyscy komentatorzy zgodnym chórem wskazują na pana Kręcinę jako faworyta czwartkowych wyborów. Piszę Kręcina a nie K., bo sam zainteresowany o to prosi, chociaż w myśl prawa człowiek z zarzutami prokuratorskimi traci nazwisko, z którego pozostaje mu tylko literka. Jeżeli działacze zawahają się w związku na przykład z tą literką, to wygra Grzegorz Lato, niegdyś świetny piłkarz, potem senator, który zasłynął z tego, że podczas całej kadencji nie zabrał ani razu głosu.
Wygląda więc na to, że marzenia o wielkiej piłce i pięknych stadionach wciąż trzeba odkładać na przyszłość. Odkładam je więc z żalem, ale nie na zawsze.