"Gazeta Wyborcza" zamieściła tekst Stefana Niesiołowskiego "Paszkwil". To odpowiedź wicemarszałka Sejmu na jego sylwetkę napisaną przez nas w DZIENNIKU. Rozumiemy, że można publikować na lamach jednej gazety polemiki z inną gazetą. Jednak w tekście Niesiołowskiego przysłanym niewiele wcześniej do DZIENNIKA, poza elementami polemiki z naszym tekstem - przybierającej zresztą głównie postać inwektyw - znalazły się sprostowania faktów.

Reklama

Zwyczaj prostowania faktów z jednej gazety na łamach innej to dla nas zaskakująca nowość. Czy sprawdziliście koledzy z "Wyborczej" te fakty przed publikacją? Tak się przecież zawsze robi, gdy bohaterowie rozmaitych tekstów nadsyłają sprostowania. Czy zadzwoniliście do DZIENNIKA, żeby się dowiedzieć, w jakich okolicznościach to częściowo sprostowanie, częściowo polemika nie ukazało się u nas? A przecież miało być opublikowane po wyjaśnieniu z panem wicemarszałkiem kilku szczegółów. Takiego telefonu nie było. Wystąpiliście w roli słupa ogłoszeniowego - wystarczyło, że poprosił zaprzyjaźniony polityk, a rzecz dotyczyła tekstu z nielubianej gazety. Cel był prosty: uniemożliwienie nam odpowiedzi.

Skoro nam tej odpowiedzi w "Wyborczej" oficjalnie odmówiono, odpowiemy na te stwierdzenia wicemarszałka Niesiołowskiego, które mają charakter sprostowania, na własnych łamach. To zabawne, że wicemarszałek zaprzecza, jakoby nazwał "opasłym lizusem" Michała Kamińskiego. W rozmowie z nami twierdził jedynie, że tego nie pamięta. Ale skoro żąda dokumentacji tego faktu, bardzo prosimy - informacja na ten temat ukazała się w "Gazecie Wyborczej" z dnia 16 października 2007 r. Artur Łukasiewicz relacjonował w tym numerze spotkanie polityka z wyborcami w Zielonej Górze. Czy była to relacja rzetelna? To już poseł Niesiołowski powinien sobie wyjaśnić z "Gazetą Wyborczą". W ten sposób ta gazeta wpadła we własne sidła. Chcąc dokopać komuś innemu, podważyła własną wiarygodność.

Wicemarszałek zaprzecza, jakoby kiedykolwiek stawała kwestia jego startu w wyborach 2001 roku z list PiS. I powołuje się na opinie Marka Jurka, Mariana Piłki czy Michała Kamińskiego. Rzecz w tym, że to właśnie ci politycy opowiedzieli nam całą tę historię. Nigdy nie twierdziliśmy, że Niesiołowski sam chodził w tej sprawie do Jarosława Kaczyńskiego. Twierdzimy, że pozwolił zabiegać o swój start z list PiS kolegom z Przymierza Prawicy, a potem emocjonalnie reagował na odmowę lidera PiS. I służymy odpowiednimi nieanonimowymi wypowiedziami.

Reklama

Jak można odpowiedzieć na uwagę wicemarszałka Niesiołowskiego, że nie wierzy w to, aby Emil Morgiewicz opowiadał DZIENNIKOWI o swojej rozmowie z nim z 1989 roku? W rozmowie tej dzisiejszy wicemarszałek prosił, aby Morgiewicz na spotkaniach z niemiecką Polonią wydłużył czas jego pobytu w więzieniu z realnego (4 lata) na taki, na jaki opiewał wyrok (7 lat). Cóż możemy poradzić, że pan Morgiewicz, znany działacz antykomunistycznej opozycji, opowiedział nam pod własnym nazwiskiem taką historię? Tak właśnie, w oparciu o relacje znajomych, pisze się podobne sylwetki, o czym koledzy z "Wyborczej" dobrze wiedzą, bo zamieszczali dziesiątki takich tekstów na swoich łamach.

Resztę stanowią polemiki wicemarszałka z opiniami na swój temat. Rozumiemy, że mogą go one razić, ale od tego do odmowy autorom dziennikarskiej wiarygodności jeszcze daleko. Tę uwagę także dedykujemy bardziej kolegom z "Wyborczej" niż samemu wicemarszałkowi, który chwyta się po prostu brzytwy. Znaleźlibyśmy setki osób dotkniętych informacjami zawartymi u Was, a jednak sprowadzenie się do roli ogłoszeniowego słupa wydaje nam się niegodne jakiejkolwiek gazety.

Na koniec jeszcze o odmowie odpowiedzi na naszą odpowiedź. Powiedziano nam w redakcji "Wyborczej", że praktyka zamieszczania sprostowań w jednych gazetach faktów opisanych w innych gazetach to coś normalnego i powszechnego. Szperamy w DZIENNIKU, "Rzeczpospolitej", "Polsce" z ostatnich miesięcy i przykładów nie znajdujemy. Polemiki i owszem - ale sprostowania na dokładkę bez możliwości odpowiedzi? Może to jednak tylko Wasz bardzo dziwny obyczaj? No, ale profesor nauk dziennikarskich, specjalista od standardów Piotr Pacewicz zapewne jakoś to wytłumaczy.

Z pozdrowieniami,