"Gdybym był kobietą, też byłbym lepszym premierem” , "Rozważałem ustąpienie ze stanowiska i przekazanie steru rządów w ręce kobiety”. Obie wypowiedzi to nie fragment kultowego filmu "Seksmisja”, tylko fragment polskiej polityki wizerunkowej. Pierwsze zdanie premier Tusk powiedział 10 miesięcy temu - podczas powołania Elżbiety Radziszewskiej na pełnomocnika rządu do spraw równego traktowania. Drugie wygłosił Jarosław Kaczyński kilka dni temu. Kaczyński poszedł o krok dalej i dorzucił, że nie wyklucza, że jeśli jego partia wygra wybory, to premierem będzie kobieta.
Dziś już żaden spot wyborczy nie może powstać bez udziału kobiety polityka. Choć w hierarchii partyjnej najczęściej są one marginalizowane, to wykorzystuje się je do ocieplania wizerunku, a tym samym rzuca na pierwszy plan. Często stają się tylko "paprotką na prezydialnym stole”. Czy można powiedzieć, że dziś w polityce dostaje się premię za kobiecość?

Reklama

>>> Zobacz ranking najbardziej wpływowych kobiet w PiS i PO

Rok 2007. Na plakacie wyborczym PO pojawia się pięć osób. Między trzema ważnymi politykami Platformy stoją dwie kobiety: Hanna Gronkiewicz-Waltz i Julia Pitera. Powstaje tylko pytanie, jakie znaczenie w partii miała wtedy Julia Pitera? Sławomir Nitras (PO) krótko ucina: "Była twarzą Platformy". Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego, ma inne spostrzeżenia: "Ważne było przeplatanie trzech najważniejszych polityków Platformy właśnie paniami. Podobnie jest teraz w Prawie i Sprawiedliwości. To, co ostatnio dzieje się w tej partii, pokazał ich spot. Widać instrumentalne traktowanie kobiet, które tak naprawdę tylko wspierają prezesa.

Po wygranych wyborach rząd Donalda Tuska szybko zyskał miano jednego z najbardziej sfeminizowanych w polskiej historii. Na 17 ministerialnych tek pięć zdobyły kobiety. Marketing zadziałał – a w jednym z popularnych polskich tygodników pojawia się ogromne zdjęcie, na którym widnieje Donald Tusk w otoczeniu kobiet ministrów. Zdjęcie wyszło rewelacyjnie, tylko że "kobiety Tuska” zupełnie pokrzyżowały plany fotografowi tygodnika. Oprócz zapowiedzianych pięciu pań zjawiły się jeszcze dwie – Agnieszka Liszka i Julia Pitera. Tuż przed zdjęciem wyperswadowały, że też są ważne i zaliczają się do kobiet rządu Tuska – twierdzi uczestnik zdarzenia.

BYĆ KOBIETĄ, BYĆ KOBIETĄ...

Nasi rozmówcy z PO twierdzą, że Donald Tusk przez kilkanaście dni poszukiwał kobiet, które mogłaby zasilić jego gabinet. Niektóre panie minister nie kryły, że nominację zawdzięczają płci. Minister Kudrycka na łamach prasy oświadczyła, że ministrem została właśnie dlatego, że jest kobietą. - Nie obrażam się na rzeczywistość - mówiła w rozmowie z "Wprost" prof. Barbara Kudrycka, minister nauki i szkolnictwa wyższego. "Wiem, że gdybym nazywała się Kudrycki, a nie Kudrycka, ministrem bym nie została. Pocieszam się jednak, że to swoista sprawiedliwość dziejowa. W przeszłości wielokrotnie miałam trudniej. Żeby na uczelni objąć funkcję, do której mężczyźnie wystarczał doktorat, ja musiałam mieć tytuł doktora habilitowanego. Poza tym gdybym była kobietą bez kwalifikacji, nie weszłabym do rządu" - dodaje. Mirosława Grabowska, socjolog, dyrektor CBOS, zgadza się z minister Kudrycką: "Kobiety są przeciętnie co najmniej nie gorsze, a nawet zaryzykowałabym sformułowanie, że lepsze niż mężczyźni na analogicznych pozycjach partyjnych i rządowych. One muszą reprezentować sobą więcej i ciężej pracować, żeby dostać się na szczyty".

>>> Czy pokolenie Golden Line zmieni rolę kobiet w polityce?

Reklama

Kiedyś w nieco podobnej sytuacji co minister Kudrycka znalazła się Grażyna Gęsicka. Teraz mówi, że odrzuca propozycje, które dostaje tylko ze względu na swoją płeć. "Pierwszy raz zwrócono się do mnie jak do kobiety, a nie polityka, kiedy weszliśmy do Unii. Otrzymałam zaproszenie na prestiżową konferencję. Miałam pojechać na referat jako kobieta, bo był taki wymóg: jedna czy dwie kobiety. Oczywiście nie przyjęłam tej propozycji. Miałam pozycję jako ekspert, profesjonalistka" - dodaje wzburzona Gęsicka.

Kobiety ministrowie zajęły tak zwane miękkie ministerstwa. Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego, nazywa resorty objęte przez płeć żeńską określeniem „nie da rady”. Tak naprawdę edukacja, zdrowie, pomoc społeczna to działki, o których wiadomo, że więcej nie będzie, w związku z tym nie są to resorty, które mogą przynieść wizerunkowy urobek. "Są to resorty, które trzeba zabezpieczyć przed wizerunkową wpadką, a nic lepiej nie chroni polityki niż kobieta" - dodaje Mistewicz. Jan Dziedziczak, były rzecznik rządu (PiS), jest przeciwnego zdania. Według niego praca kobiet ministrów niczym nie różni się od pracy mężczyzn na tych stanowiskach. "Kiedy byłem rzecznikiem rządu ,współpracowałem z pięcioma paniami minister. Ich praca była nienaganna, w niczym nie ustępowały mężczyznom" - mówi Dziedziczak.

>>> Rząd ma nowego rzecznika. Zobacz ranking poprzedników Pawła Grasia pióra Jerzego Jachowicza

PR-owcy! Zbiórka!

Podobnie jak kobiety Tuska, tak też panie Kaczyńskiego zostały rzucone na ten odcinek „nie da się”. Jarosław Kaczyński rzuca przecież kobiety na odcinek, którego wcześniej nie doceniał - obszar wizerunkowy. Wie, że gdyby rzucił tam posła Kurskiego, Gosiewskiego, czy Suskiego, efekt byłby przeciwny do zamierzonego.
Skoro Donald Tusk sięgnął po broń w postaci kobiet, to cóż pozostało Jarosławowi Kaczyńskiemu? Znów zwołać PR-owców. Miesiąc temu spotkał się stary skład: Michał Kamiński, Adam Bielan, Tomasz Dudziński. "Twórców sukcesu jest trzech. Wybraliśmy te kobiety, które najbardziej pasują do tematu kryzysu. Platforma nie pozostawia suchej nitki na politykach PiS" - tłumaczy Dudzuński. Michał Marcinkiewicz (PO) : "Te męskie twarze PiS nie są zbyt przyjazne dla ludzi. Jeśli chodzi o spot PiS, pokazali, jak instrumentalnie traktują kobiety. Nie mają one żadnego wpływu na podejmowane decyzje". Mariusz Kamiński, rzecznik prasowy PiS, odpiera zarzuty kolegi z PO: "Kobiety, które stały sie twarzami PiS, są przede wszystkim specjalistkami w swojej dziedzinie i pełnią znaczące role w partii. Gęsicka prowadzi posiedzenia klubu, a Natalli-Świat była w komisji finansów, nie wspominając już o Joannie Kluzik-Rostkowskiej, która była ministrem pracy i polityki społecznej. Są po prostu odpowiedzią na kryzys" - mówi Kamiński.
Aktorki, które wystąpiły w spocie, teraz przyznają, że była to wyjątkowo ciężka praca, a one w rolach gwiazd czuły się sztucznie, nienaturalnie.
Grażyna Gęsicka w rozmowie z DZIENNIKIEM odkryła kulisy kręcenia pisowskiego spotu: Film kręciliśmy cały dzień, a wizażyści włożyli dużo pracy w zmianę naszego wizerunku. Na tyle dużo, że martwiłam się, czy mój elektorat mnie rozpozna. Pani, która zajmował się wizażem, zażądała, żebyśmy zmieniły fryzury. Kiedy mnie zobaczyła, powiedziała: «Boże, jak pani wygląda! Pani fryzura jest katolicka. Trzeba to zmienić» - śmieje się Gęsicka.

KOBIECA ZAWIŚĆ

Jak się okazuje, hierarchia ważności wśród kobiet polityków ma ogromne znaczenie nie tylko w rządzie, lecz take w opozycyjnej partii, Prawie i Sprawiedliwości. Trzy panie medialnie nazwane „aniołkami Kaczyńskiego” w reklamówce zostały wykreowane na nowoczesne bizneswoman rodem z Wall Street: dopasowane eleganckie żakiety, lśniące okulary i nowoczesne biurowe wnętrza zrobiły niesamowite wrażenie. Niestety, nie u wszystkich dobre. Same aktorki mocno się poróżniły. Do tego stopnia, że na próbie przed kongresem Aleksandra Natalii-Świat pokłóciła się z Grażyną Gęsicką o to, która ma pierwsza występować - twierdzi ich partyjny kolega.
Ostatni spot partii wywołał emocje wśród pozostałych parlamentarzystek. Poseł PiS nieco dosadniej podsumowuje ostatnie zachowania koleżanek z partii: "To była wojna buldogów pod dywanem. Po prostu ciąg awantur, uszczypliwości, czemu akurat te wystąpiły, a nie inne. Najbardziej dotknięte były Beata Kempa i oczywiście Jolanta Szczypińska. Ta ostatnia sfrustrowana oświadczyła w prasie, że to przecież ona jest jedynym, prawdziwym aniołkiem Kaczyńskiego. Bo nikt nie ma tyle czułości dla niego i nikt nie jest mu tak wierny. Posłanka z zazdrością patrzy na to, jak jej miejsce u boku Jarosława Kaczyńskiego zajęły trzy roześmiane i odmłodzone koleżanki z partii".

>>> Nie jestem w polityce z powodu urody – mówi Joanna Mucha

BYŁE ANIOŁKI
Jednak Jolanta Szczypińska sama jest sobie winna. Samozwańczy aniołek Kaczyńskiego sam wyeliminował się z zaszczytnego bycia twarzą PiS. "Zwyczajnie wystarczyło parę nietrafnych wypowiedzi do mediów, a dziennikarze sami przestali ją zapraszać – mówi kolega z partii.
W Platformie Obywatelskiej też doszło do kilku spięć pomiędzy kobietami. Najwięcej emocji wzbudziła Joanna Mucha. Okrzyknięta pierwszym cudem Tuska stała się pierwszym celem jego ataków, bo właśnie na nią spadły największe cięgi. W ciągu kilku tygodni wyrosła na czołową specjalistkę PO od służby zdrowia. Błyskawicznie posypały się zaproszenia do mediów. Niektórzy postanowili to zmienić. "Ją zniszczyły posłanki" - mówi kolega z partii. Między sobą szeptały, dogryzały, podśmiewały się. Było mnóstwo plotek i uszczypliwości na jej temat.
W czasie jednego z głosowań młoda posłanka udzieliła wywiadu telewizji TVN 24. To wystarczyło. Donos do Zbigniewa Chlebowskiego złożyły na Muchę posłanki z komisji zdrowia, Beata Małecka-Libera i Elżbieta Łukacijewska. Obie panie doniosły do władz klubu PO na Muchę, że... zamiast pracować, bryluje w telewizji. Waldy Dzikowski, wiceszef klubu PO tak komentuje sytuację: "Co do sytuacji z Joanną Muchą, to wyszła z ważnego głosowania nad ustawą budżetową, i tak byśmy zauważyli, że jej nie ma".


>>> Przeczytaj, jak ubiera się Mucha

Zazdrość klubowych koleżanek okazała się na tyle silna, że przewodniczący Chlebowski wezwał Muchę na dywanik. "Nie wiem, co jej powiedział, ale faktem jest, że od dłuższego czasu w telewizji jej nie ma" - opowiada jeden z posłów PO. Inny dodaje: "Chlebowski kazał jej ograniczyć wizyty w mediach".
Później Muchę odsunięto od ustaw zdrowotnych. W końcu podczas debaty zdrowotnej miała tylko minutę na wystąpienie i była ostatnia. Miała zostać wiceministrem zdrowia, a została przewodniczącą zespołu do ochrony zwierząt - ironizuje poseł PiS. Michał Marcinkiewicz, klubowy kolega Muchy, dodaje: "Asia zawsze była aktywna. To, że zajęła się teraz ochroną zwierząt, to tylko dobrze o niej świadczy. Obrony posłanki Muchy podjęła się nawet koleżanka z opozycyjnej partii Grażyna Gęsicka. "To żenujące, te opinie, że niby jest za ładna, żeby występować. A to przecież zupełnie rozsądna i mądra kobieta" - mówi nam.
W najbliższych miesiącach w każdej partii stoczy się bój pomiędzy kobietami na śmierć i życie, ponieważ wielkimi krokami zbliża się kampania do europarlamentu i układanie list wyborczych. To będzie wyjątkowy widok - zapewniają męscy rozmówcy „Dziennika”.
Lena Kolarska-Bobińska, profesor socjologii, podsumowuje ostatnie zainteresowanie kobietami politykami. "Kobiety są dobre na kryzys. Nawet jeśli są do pewnego stopnia traktowane instrumentalnie, to sam fakt, że są pokazywane i mówi się o nich, ma wpływ na świadomość społeczną. Takie windowanie bez względu na powody może mieć w przyszłości pozytywny efekt - dodaje.