Wszyscy, którzy źle życzą Platformie - bo po cichu lub głośno ich serce wciąż bije po stronie PiS-u, bo po cichu lub głośno wierzą w powrót centrolewu pod wodzą Cimoszewicza, bo im ich własna kariera w PO nie wyszła, więc dokopują swoim wczorajszym partyjnym kolegom... - radują się z tego wzrostu potęgi PSL. Bo oznacza on zachwianie hegemonią PO. Ale każda rozkosz ma swoją cenę. Cena sukcesu PSL w Olsztynie także będzie wymierna. KRUS jest już nie do ruszenia, parę resortów już po wieki wieków będzie obsadzanych przez PSL-owskie rodziny.

Reklama

>>> Michał Karnowski: Platformo, przegrywaj z klasą!

A co najgorsze, PSL, które prozachodni konsensus polskiej polityki zawsze popierało z pewnym, zauważalnym dla wnikliwych obserwatorów dystansem, będzie mogło subtelnie wspomóc Kaczyńskich we wszystkich ich antyeuropejskich grach. Z blokowaniem wchodzenia Polski do strefy euro na czele.

Myślę, że w odpowiedzi PO powinno zacząć ostrzej grać na alternatywną koalicję z SLD. Wiem, że to cholernie ryzykowne wizerunkowo, ale SLD jest dzisiaj realnie bardziej proeuropejskie, prointegracyjne. A to już ostatnie kryterium w polskiej polityce, na którym mi naprawdę, na poważnie zależy.

A jeśli moja rada dla Platformy jakichś internautów z jakichś powodów zaszokuje, jeśli np. internetowy prowokator antek-emigrant i parę setek jego klonów dostanie od tego swoich rytualnych konwulsji, to tym lepiej. Bo może wreszcie ktoś inny zrozumie, że w dzisiejszej polskiej polityce nie warto mieć lojalności partyjnych - jako że partie w Polsce nie istnieją, w żadnym dającym się rozpoznać tradycyjnym sensie. Warto mieć lojalność tylko wobec spraw. Dla mnie podstawową sprawą, wobec której jestem lojalny, jest Polska. A z tego wynika moja lojalność wobec europejskiej integracji, która jest jedyną szansą na ocalenie nas przed powrotem do sytuacji szachowej znanej pod nazwą Ribbentrop-Mołotow. I stąd także moja lojalność wobec polityki zagranicznej prowadzonej metodami dyplomatycznymi, a nie za pomocą wielogłowicowego, odstraszającego zrzędzenia.