To ogromna tragedia dla najbliższych, którym składam wyrazy najgłębszego współczucia. To też wielka strata dla polskiej służby zdrowia. Nie tylko dlatego, że Profesor odniósł wielkie sukcesy w dziedzinie kardiochirurgii, ale też dlatego, że potrafił wskazać właściwe drogi postępowania. Nie bał się mówić opinii niepopularnych, budzących we własnym środowisku pewien grymas niezadowolenia. Głośno domagał się o przestrzeganie standardów uczciwości w środowisku lekarskim. Miał osobistą odwagę człowieka, który był pewny tego, że jego dorobek jest ważniejszy niż środowiskowe lojalności. Miał wewnętrzną siłę, by mówić rzeczy, które się nie podobały. Sam wysoko postawił poprzeczkę moralną swojemu środowisku i podobnie zachowywał się w świecie polityki. Jego autorytet wynikał nie tylko z jego dorobku jako wybitnego lekarza, ale też z faktu, że wyrażał swoje opinie wbrew środowisku politycznemu, w którym się znajdował. Nieraz widziałem, jak twardo prezentował swoje stanowisko w czasie posiedzeń rządu, klubu parlamentarnego czy w czasie rozmów z innymi posłami PiS. Wtedy było widać, jak bardzo niezależnych poglądów jest człowiekiem.

Reklama

Imponowała mi jeszcze jedna rzecz. Siedziałem w Sejmie obok niego i widziałem u niego niezwykłe poczucie odpowiedzialności. W sytuacji gdy na jego twarzy rysowało się cierpienie, kiedy widać, że z trudem przychodził do Sejmu, on zawsze jednak był, siadał na swoim miejscu i potrafił godzinami głosować. Tego często nie chcą wytrzymać ludzie zdrowi. Nawet kiedyś go zapytałem, czy nie powinien pójść do domu i odpocząć. On odpowiedział, że nie, bo to jego obowiązek, że został po to wybrany i ludzie tego od niego wymagają. To budziło ogromny szacunek i uznanie, bo nie musiał być na tych głosowaniach. Każdy bo zrozumiał jego nieobecność, ale on wysoko postawił sobie poprzeczkę.