Tym, co dzieje się po publikacji DZIENNIKA na temat Waldemara Pawlaka i stworzonego wokół niego układu towarzysko-rodzinnego, jestem bardzo zaskoczony. Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że Waldemar Pawlak nie rozumie zarzutów, które zostały pod jego adresem sformułowane, albo tylko udaje, że ich nie rozumie. Nikt przecież nie postawił mu zarzutu złamania prawa, ale złamania pewnych standardów, które powinny obowiązywać ludzi zajmujących takie stanowiska, jakie teraz przyszło mu obejmować.

Reklama

>>>Niewinny i przejrzysty jak Pawlak

Jeśli ktoś kieruje jakąś instytucją publiczną, a ludzie w jakiś sposób z nim związani - nawet zupełnie przez przypadek, na drodze przetargu czy w inny sposób - zdobywają intratne zlecenia, musi to budzić uzasadnione podejrzenia. Jeśli osoba, z którą wicepremier wspólnie mieszka, wygrywa przetargi, to przecież jest w tym wszystkim coś nie tak.

>>>Pawlak, konkubina i interesy robione na boku

Chodzi o to, że standardy, które obowiązują we wszystkich państwach demokratycznych, nie pozwalają na to, by żony, kochanki, dzieci, rodzeństwo, czy rodzice czerpali korzyści finansowe z zajmowania przez danego polityka wpływowych stanowisk państwowych czy publicznych. W tym momencie najbliżsi takich polityków powinni być od tego odsunięci. Gdy premier Pawlak mówi, że przekazał udziały w firmie swojej mamie, ponad 70-letniej kobiecie, bo ma do niej zaufanie, to trudno nie podejrzewać, że wciąż kieruje tym interesem z tylnego siedzenia. Chyba ma świadomość, że aby oczyścić się z podejrzeń czy wątpliwości, powinien taką firmę sprzedać lub na czas pełnienia funkcji publicznej oddać w jakiś zarząd powierniczy. Dlatego słuchając wyjaśnień Waldemara Pawlaka, który nie widzi w tym wszystkim niczego niestosownego, trudno nie odnieść wrażenia, że żyjemy w różnych rzeczywistościach. Że oczywiste - wydawałoby się - standardy, są zupełnie przez niego ignorowane.

>>>Durczok: Pawlakowi znów się upiecze

Jestem również zaskoczony postawą właściwie wszystkich polityków Platformy Obywatelskiej w tej sprawie. Jeśli czytam, że pani Julia Pitera, która kreuje się na osobę nieskazitelną i znaną z tego, że od lat walczy z wszelkimi formami nepotyzmu, korupcji, braku transparentności, mówi, że publikacja DZIENNIKA dotyczy okresu przed objęcia przez Pawlaka funkcji wicepremiera w rządzie Donalda Tuska, a w związku z tym - według niej - wszystko jest w porządku, to trudno nie odnieść wrażenia, że mówi tak, ponieważ zdaje sobie sprawę, że niemożliwe jest w dzisiejszych warunkach politycznych zerwanie koalicji w PSL. Dziwię się więc, że gdy chodzi o PSL, to w oczach PO takie zachowania jakoś uchodzą, a standardy, o których jeszcze przed wyborami głośno mówiono, nie są już tak wysokie.

>>>"Towarzystwo"od strażackiego interesu