Nieszczęśliwym pomysłem jest w ogóle wpisywanie wartości chrześcijańskich do jakiejkolwiek ustawy. Nie jesteśmy homogenicznym narodem, wyznającym bez wyjątku jedną wiarę. Mieliśmy w ostatnich latach kilka przykładów, kiedy czasem zupełnie kołtuńskie grupy traktowały te wartości niczym oręż w walce z nowoczesnością. Tak rozumiane wartości chrześcijańskie się skompromitowały. Dlatego to dobry pomysł, by nie mieszać ich dłużej z ustawą medialną. Jest kodeks karny, zasady wykonywania zawodu, w końcu wartości moralne. I nie ma co przesadzać.

Reklama

Biskup Pieronek porównuje z kolei przepisy antydyskryminacyjne z ideami państwa Mao Tse Tunga. Proponuję, żeby biskup głębiej się zastanowił, zanim znów użyje podobnie ostrych słów. Tym bardziej, że w podobnym tonie wypowiadał się broniąc majątku kościelnego uzyskiwanego z komisji wspólnej rządu i episkopatu. A przecież ostatnio ukazało się kilka solidnie udokumentowanych reportaży na temat skandalicznych nadużyć w tej komisji. Jestem pewien, że wyjęcie wartości chrześcijańskich z ustawy uczyni nas bardziej wolnymi. A może biskup chce, by jego Kościół zniewalał mnie i ograniczał w jakikolwiek sposób jako niewierzącego?

Mówienie, że nowe zapisy doprowadzą do promocji homoseksualizmu to kompletne bzdury. Choćby dlatego, że telewizja jest dla widzów. A większość z nich to katolicy. Ludzie, którzy tworzą programy, muszą to brać pod uwagę. I nie chodzi tu wcale o promocję wartości chrześcijańskich, ale o poszanowanie poglądów widza, do którego chce się dotrzeć.

Kontrowersyjne zapisy o wartościach to zdobycz Kościoła jeszcze z początku lat 90. Odreagowaliśmy wtedy lata komunizmu. Byliśmy Kościołowi wdzięczni za to, że wsparł opozycję i nasze dążenie do wolności. Ale dziś świat wygląda inaczej. Najwyższa pora, by Kościół te swoje mechanizmy obronne zdemontował. Żaden zewnętrzny wróg już na niego nie czyha.

Reklama