Najgłupsze hasło, jakie nosili manifestanci protestujący przeciwko szczytowi G20, brzmiało: "Nie chcemy płacić za wasz kryzys". Manifestowali związkowcy i złota młodzież w wyprodukowanych w Chinach koszulkach z Che Guevarą. Wszyscy oni korzystali - my wszyscy korzystaliśmy - z globalnego kapitalizmu, kiedy się rozwijał. Mamy też swój udział w bańce kredytowej, dzięki niej jesteśmy trochę bogatsi, trochę szybciej.

Reklama

A jednak nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za kryzys. Związkowcy bronią swoich przywilejów, tak jak bronią ich prezesi bankrutujących i wspieranych przez rządy banków. Do ostatniej chwili wypłacający sobie miliardowe premie. A złota młodzież broni swego prawa do buntu.

Te równie krótkowzroczne reakcje banków i ulicy budzą niepokój, że błędy kapitalistycznej globalizacji nie tylko, że nie będą naprawione. One nawet nie zostaną zrozumiane. Kiedyś wolny rynek znajdował partnera i regulatora na poziomie państwa narodowego. To rządy i parlamenty pierwszych kapitalistycznych potęg uchwalały pierwsze regulacje antyspekulacyjne czy antykartelowe.

Dziś wolny rynek wymknął się polityce. Kapitalizm się zglobalizował, społeczeństwa, a więc i polityka, pozostały lokalne. Jeśli za globalizacją ekonomii nie pójdzie globalizacja polityki, człowiek straci do końca panowanie nad wspaniałym dżinem kapitalizmu, którego kiedyś wypuścił z butelki. Wrzaski, że to „nie jest nasz kryzys, i nie chcemy za niego płacić”, na nic się wówczas zdadzą. Zapłacą zarówno bankierzy, jak i złota młodzież w T-shirtach z Che Guevarą.