Jeśli bowiem byli politycy LPR rzeczywiście wezmą jak najbardziej legalnie kredyt, który swoim majątkiem zagwarantuje i spłaci irlandzki milioner Declan Ganley, to nie tylko wykorzystają lukę w prawie wyborczym. Prawie zakazującym finansowania partii z zagranicy. Oni otworzą drzwi do tego, przed czym polska polityka od lat - i każda, od amerykańskiej po niemiecką - panicznie drży. Przed ingerencją sił zewnętrznych w politykę krajową, co narusza równowagę sił w demokratycznej grze i stwarza realne zagrożenie dla niezawisłości kraju.

Reklama

Łatwo sobie wyobrazić, że natychmiast ruszy lawina. Bo o ile Declan Ganley chce w ten sposób dać swojej Libertas, według informacji nieoficjalnych, 250 tysięcy euro, to już na przykład dla jakichś rosyjskich mocodawców nie będzie żadnym problemem rzucić na polski rynek gwarancje kredytowe wartości kilkudziesięciu milionów euro. A nawet więcej, bo prorosyjski i antyzachodni polski rząd, przynajmniej w niektórych sprawach, byłby dla marzącej o odbudowie swojej strefy wpływów Moskwy bezcenny. Innymi słowy - jeśli teraz pozwolimy na taki numer, to co najwyżej będziemy mieli trochę ciekawszą kampanię. Bo w jakiś wielki sukces Libertas ciężko uwierzyć. W przyszłości jednak możemy mieć problem dużo większy - problem wprost oferowanych pieniędzy rosyjskich na krajowym rynku partyjnym. Zresztą już w przeszłości takie podejrzenia, na przykład w odniesieniu do Samoobrony, były formułowane. Po tę broń finansową w walce o wpływ polityczny sięgnąć mogą także rozmaite grupy lobbystyczne zainteresowane załatwieniem w Polsce swoich interesów. A przecież duch ustawy o finansowaniu partii politycznych jest jasny: tyle wydajesz, ile w kraju zbierzesz. I każdy, kto wpłaca, musi to robić jawnie, nigdy ponad określony limit. I dlatego też polski podatnik zwraca partiom część wydanych pieniędzy. Bo mądrze uznaliśmy, że przejrzystość finansowania polityki warta jest tych milionów wypłacanych złotych z budżetu.

Dlatego kampania i metody finansowania Libertas powinny zostać dokładnie prześwietlone przez Państwową Komisję Wyborczą - choć to możliwe będzie dopiero przy rozliczaniu kampanii. Ale wcześniej można sobie wyobrazić mocne ostrzeżenie, że tego rodzaju wybiegi nie będą tolerowane.