Plan był z gatunku genialnych, chodziło o obejście bezdusznych przepisów uniemożliwiających finansowanie krajowej polityki przez zagranicznych mocodawców. Wymyślono więc, że neo-LPR vel Libertas weźmie kredyt z banku, a wujek Ganley to podżyruje. A potem spłaci. Zapowiadały się duże pieniądze, minimum milion złotych. To dałoby szansę Młodzieży Wszechpolskiej na powrót do wielkiej polityki. Declan Ganley zapowiedział jednak, że nie da ani eurocenta. Może wspomóc Ligę tylko podesłaniem do Polski „łowców datków”.

Reklama

Zapowiada się niezły cyrk. Dziesiątki, może tysiące Irlandczyków żebrzących pod polskimi kościołami. Nie trudno sobie wyobrazić chęć Polaków do sypania pieniędzmi w ich skarbonki. Ktoś powie, że oni przecież nie staną u kruchty, ale z pewnością będą profesjonalnie i dyskretnie docierać do zamożnych przedsiębiorców marzących o tym, by Roman Giertych znów był wicepremierem i ministrem edukacji, by znów powstało ministerstwo gospodarki morskiej czy też innego rybołówstwa.

Zdawało się, że plan był genialny. Rzeczywiście jest zagrożenie, że ktoś z jakiegoś mało sympatycznego miejsca zechce obejść polskie prawo i wykreować stronnictwo kierowane przez swoją ambasadę. Irlandia jest jednak sympatycznym politycznie krajem, co powoduje, że postaci takie jak Ganley są potworami jedynie kieszonkowego formatu. Muszą też oglądać się na własną opinię publiczną. Co zrozumiałe, bo dla Ganleya ważniejsza jest jego własna reputacja w oczach Irlandczyków niż smutny los zamorskich bankrutów politycznych.

Tak kończy się genialny plan skoku na dużą kasę. Identycznie jak w niezapomnianym „Gangu Olsena”. Tam Egon też wymyślał genialne plany, tyle że nic z nich nie wychodziło. Ale było klawo jak cholera.