Politycy, kłócąc się zaciekle o partyjne pieniądze, dają nam klasyczny spektakl rozdanych ról i pozorowanych emocji. Zgłaszająca pomysł cięć Platforma w gruncie rzeczy modli się o to, by ta idea upadła. Broniący partyjnych kas liderzy wszystkich pozostałych partii udają, że o tym nie wiedzą, demonstrują więc święte oburzenie i rejtanowskie gesty obrony status quo. A po burzliwej, rozgorączkowanej i roznamiętnionej debacie wszyscy zgodnie oddychają z ulgą, że znów się nie udało.
Platforma nie ma wyjścia. Musi co i rusz wracać do pomysłu, który wypisała na sztandarach w pamiętnych dniach zawiązywania triumwiratu Tusk - Olechowski - Płażyński. Triumwirat skończył... jak skończył, wiele pomysłów z tamtych czasów zostało zapomnianych, ale o tym wciąż wszyscy Platformie przypominają i ta - chcąc - nie chcąc, nucąc pieśń o politykach skromnych i uczciwych, wkracza do rzeki o nazwie "cięcie partyjnych dotacji".
Dziś w Sejmie było tak jak zawsze przy okazji dyskusji o partyjnych pieniądzach, tyle że może trochę bardziej ostro i na wyższym politycznym szczeblu, bo w szranki stanęli nie tylko harcownicy, ale też generałowie. Pierwsi mówili o hipokryzji drugich, drudzy o hipokryzji pierwszych, i wszyscy zgrabnie udawali, że z finansowaniem partii jest jak z naszą dyskusją o przeszłości Lecha Wałęsy, w której wszystkim wygodniej udawać jest, że nie dostrzegają szarości, że jest tylko albo czerń odarcia go ze wszystkich zasług, albo biel postaci, nieskalanej żadnym grzechem.
A przecież w sprawie dotacji nie trzeba wylewać dziecka z kąpielą! Ten spór o partyjne pieniądze można rozwiązać nie przy pomocy spektakularnych gestów, a przy pomocy paru prostych przepisów i zgody na to, że nasze życie partyjne powinno być mądrzejsze i skromniejsze. Wiadomo, że pieniądze z dotacji pożerane są przede wszystkim przez trwające tygodniami i miesiącami kampanie przed-, po- i okołowyborcze. Obetnijmy trochę z dotacji, ograniczmy kampanijne wydatki, nakażmy partiom wydawanie milionów nie na spoty, billboardy i reklamy, a na think tanki i analizy prawne. Będziemy mieli trochę mniej politycznej wrzawy, trochę więcej starannie przygotowanych ustaw, a podejrzenia o lewe finansowanie...., one i tak zostaną. Bo czyż przy systemie obecnym ktokolwiek da sobie uciąć rękę, że politycy prowadzą się przykładnie, a pieniądze płyną do nich tylko legalną strugą? Przywoływane przez Jarosława Kaczyńskiego oskarżenia Janusza Palikota, są najlepszym dowodem na to, że świat polityki nawet przy największej hojności podatników, nigdy nie będzie wolny od podejrzeń. Może więc uczynić go przynajmniej odrobinę tańszym?