Problem w tym, że PiS ostatnio jest wyłącznie źródłem złych wiadomości na własny temat. Spektakl z odchodzeniem Marcina Libickiego, a teraz Mojzesowicza odbywa się na tle monolitycznej i potężnej Platformy Obywatelskiej. Obywatele wcale nie muszą wiedzieć, że gładź tego monolitu jest względna. PiS też było takim monolitem, gdy rządziło i przewodziło w sondażach. Teraz jednak wyborcy niezadowoleni z rządzących tracą możliwość zagłosowania na kolejną z partii opozycyjnych. SLD? Nie jest to wzór sprawności i nadziei na lepszą przyszłość. A PiS, jako etatowa anty-Platforma, zaczyna przypominać Sojusz z czasu otwartych kłótni między Wojciechem Olejniczakiem a Grzegorzem Napieralskim. Partia Jarosława Kaczyńskiego sama odbiera sobie szansę na przejęcie niezadowolonych.
Mojzesowicz był twarzą PiS w swoim regionie, był twarzą partii wobec wsi. Tę drugą funkcję spełniał bardzo sprawnie. Prawo i Sprawiedliwość do pewnego stopnia udatnie przedstawiało się wobec PO jako reprezentant ludzi z prowincji. Część z tych ludzi szczerze uwierzyło w intencje i wiarygodność partii Jarosława Kaczyńskiego. Odejście ważnego polityka - szefa regionu, byłego ministra - może im pokazać, że zainteresowanie mieszkańcami prowincji nie było dla PiS wartością bezwzględną. Więc lepiej będzie teraz zagłosować na PSL. Stronnictwo jest jakie jest, ale wiadomo, że nie przeniesie się do wielkich miast.

Reklama

Jarosław Kaczyński dał ostatnio sygnał swoim posłom: jeśli się nie podoba, to sio! Atmosfera w PiS jest taka, że mało komu się podoba. Nikt nie ma tak jak Mojzesowicz kilkusethektarowego gospodarstwa, więc posłowie zostaną w partii. Lider PiS chce mieć karną armię. Raczej jednak hoduje sobie biernych wykonawców poleceń, nie ludzi aktywnych i innowacyjnych. Armia to też nie będzie silna, bo woli walki jest tam coraz mniej.