Młody mzungu przyjeżdza do Afryki z różnych powodów. A to rodzice postanowili w nagrodę za skończenie studiów ufundować mu podróż dookoła świata (tak, tak, znam takich), a to sam chciał przeżyć przygodę życia, a to nie bardzo wie, co ze sobą zrobić, a to wreszcie, wiedziony szczerą chęcią pomocy, zostaje woluntariuszem.

Reklama

Przyjeżdża więc, dajmy na to, na równik i się dziwi. Bo kurz. Spodziewał się wszystkiego: upałów, deszczu, wilgoci, a tu spotyka go kurz. Wszechobecny i wszechogarniajacy. Świat wygląda jak na peerelowskich kolorowych fotografiach - za dużo czerwonego i wszystko jakieś takie nieostre. Po kilku godzinach wedrowki ulicami dowolnego miasteczka czy wioski buty mzungu przybierają kolor kortów tenisowych. Co ja mówię: kortów tenisowych, to organizatorzy Rolland Garros daliby się posiekać za taka mączkę! Tak jak znakiem rozpoznawczym krajów postsowieckich jest walający się wszędzie złom i rdza, tak tutaj jest nim kurz. Wzbija się chocby i kwadrans po ulewie w porze deszczowej. Jak to możliwe, mzungu nie wie. Zagadka przyrodnicza, nie ostatnia zresztą.

Mzungu dziwi się światu nieustannie. Jak to możliwe, że do niewielkiego samochodu osobowego może wejść siedem osob nie licząc przychowku, niewielkich zwierzat hodowlanych oraz sterty paczek i paczuszek, a kierowca (ten ósmy) zatrzymuje się, by zabrać jeszcze kogoś po drodze. Wtedy dumny z siebie mzungu pisze do domu o szkole survivalu, którą przechodzi.

Mzungu w większosci ma dobre serce i chciałby jak najlepiej. Daje więc Afrykańczykom, co ma i przeżywa przykre ukłucie w sercu. Usmiechają się, ale niemal nigdy nie dziękują. Cóż, nawet oni wiedzą, że dawanie za bezdurno jest raczej dowodem naiwności, by nie powiedzieć głupoty mzungu, no ale skoro ten już daje, to jeszcze większą głupotą byłoby nie wziąć. A podziękowania? Afrykańczycy to ludzie dżungli (sawanny, buszu etc.), przez wieki wyrywali z niej, ile się dało, tocząc walkę o każdą kolbę kukurydzy, każdą kassawę czy patata. I jeśli już udało im się je wyrwać, to nie dziękowali dżungli, tak jak mzungu nie dziękuje Borom Tucholskim, że dają mu grzyby. Mzungu jest dla Afrykańczyka takim samym elementem świata jak busz czy pora sucha i trzeba nauczyć się z nim żyć, a jeśli to możliwe, to jakoś go wykorzystać.

Im wcześniej to sobie mzungu uświadomi, tym więcej rozczarowań sobie oszczędzi. Ale na razie mzungu się dziwi.