Nie wiemy, co się działo za zamkniętymi drzwiami w pałacu prezydenckim. Nie wiemy, jaki panował nastrój między Donaldem Tuskiem a prezydentem Kaczyńskim. Ale patrząc na minę premiera można wysnuć wniosek, że panowie byli zgodni co do tego, że warto popierać polskich kandydatów na stanowiska w Parlamencie Europejskim. Prezydent Polski wyżej ceni rację stanu niż spory między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością. Zapewne dlatego całym sercem i jak tylko może będzie pomagał Jerzemu Buzkowi.

Reklama

Na tym tle zaskakujące są słowa szefa kancelarii prezydenta Piotra Kownackiego, który powiedział dziennikarzom, że Jerzy Buzek nie jest kandydatem Polski, a jego kandydatura to na razie wewnętrzna sprawa chadecji. Wiemy już, że Niemcy popierają kandydaturę Buzka na stanowisko przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, co zadeklarował przewodniczący Bundestagu Norbert Lammert. I nie jest to tylko - jak mówi Piotr Kownacki - wewnętrzna sprawa chadecji. Były premier jest po pierwsze Polakiem, a po drugie to Polska wysuwa jego kandydaturę. Nawet jeżeli byłaby to sprawa chadecji, to wypada aby się z nią utożsamiać. Chodzi przecież o to żeby Polska miała szefa Parlamentu Europejskiego.

Twierdzenie, że Jerzy Buzek na razie nie jest kandydatem, bo jeszcze nie został formalnie zgłoszony i porównywanie tej sytuacji do sytuacji z Radosławem Sikorskim, gdy nie został on zgłoszony na stanowisko sekretarza NATO jest dość śmieszne. Mało tego - jest wyuczoną lekcją Aleksandra Szczygło i właśnie Piotra Kownackiego.

Chaos panuje także w Platformie Obywatelskiej w sprawie wyboru komistrza Unii Europejskiej - Janusz Lewandowski, Jacek Saryusz-Wolski, czy może Danuta Huebner? Wiadomo, że jeśli Polsce zostanie przydzielona teka zagraniczna, to komisarzem mógłby zostać Saryusz-Wolski, jeśli gospodarcza, to Janusz Lewandowski. Tekę regionalną dostałaby pewnie Danuta Huebner. Ale szef UKIE Mikołaj Dowgielewicz stwierdził jadnoznacznie, że kandydatem Polski jest Janusz Lewandowski. Teraz wycofuje się z tych słów powołując się na dziennikarską nadinterpretację. W każdym razie, co pięć minut mamy inne depesze, a podpieranie się nadinterpretacją stało się ostatnio bardzo modne.

Zarówno politycy SLD, PiS, jak i Platformy jeśli powiedzą coś, co okazuje się niezgodne z linią ich partii albo zostaną upomnieni przez swoich liderów, natychmiast zrzucają winę na dziennikarską nadinterpretację. Tak było np. gdy Zbigniew Ziobro skrytykował PiS w porannych "Sygnałach Dnia". Później tłumaczył, że był niewyspany, bo nie lubi rano wstawać, a dziennikarz go dociskał. Jeśli nie lubi poranków, to może niech nie będzie politykiem. Takie tłumaczenie można by wybaczyć tylko Tadeuszowi Mazowieckiemu albo Jarosławowi Kaczyńskiemu, którzy są znani z tego, że lubią długo spać, a pracują do późnej nocy.

Z kolei Ryszard Kalisz stwierdził niedawno, że Grzegorz Napieralski nie nadaje się na szefa SLD. Teraz mówi, że miał na myśli coś innego niż miał. W sprawach Unii natomiast Sojusz ubolewa, że Danuta Huebner została źle potraktowana przez Platformę, której przyniosła wiele głosów będąc jej warszawską jedynką. Zdaniem SLD, po wygranej Huebner odsunięto w cień.Nie przypominam sobie jednak, by ktoś przed wyborami mówił, że Danuta Huebner będzie komisarzem. Być może takie były jej marzenia. Ale wyborcy głosowali przede wszystkim na Platformę i eurodeputowaną. Zresztą pani Huebner sama sobie zaszkodziła. Stała się niewiarygodna w Parlamencie Europejskim i jest ostatnio ostro krytykowana przez socjalistów. Obrona powzięta przez SLD w stosunku do pani Huebner może zdumiewać. Jeszcze niedawno przecież Grzegorz Napieralski krzyczał, że kandyduje ona z list Platformy dla pieniędzy.

Pomyślmy w końcu o przyszłości Polski i o tym, by miała jak największe znaczenie w Parlamencie Europejskim. Warto aby bez względu na sympatie polityczne, wszyscy trzymali kciuki za Jerzego Buzka. I za to żebyśmy mieli najlepszego komisarza UE.