Jak pan ocenia właśnie zakończoną wojnę Izraela z Hezbollahem?
MARTIN VAN CREVELD
: Krytycy twierdzący, iż przegraliśmy tę wojnę, bardzo się mylą. Moim zdaniem Izrael ją wygrał. Tę ocenę wyraził dziesięć dni temu jako pierwszy prezydent Stanoacute;w Zjednoczonych George W. Bush. I wtedy miałem wątpliwości, czy jest rzeczywiście tak, jak on moacute;wi. Dziś jednak sądzę, że miał rację.

Dlaczego?
- Nie odnieśliśmy zwycięstwa w stylu najlepszym z możliwych. To prawda. Jednak Hezbollah dostał od nas dobrą lekcję. Zniszczyliśmy systemy bunkroacute;w i centroacute;w dowodzenia wyposażone w nowoczesną technologię, zbudowane za petrodolary z Iranu. Zniszczyliśmy wiele nowoczesnej broni. Powstrzymaliśmy transporty amunicji z Syrii. W tej wojnie zginęły też setki doborowych komandosoacute;w Hezbollahu, na ktoacute;rych szkolenie Iran wydał setki tysięcy dolaroacute;w. Nie pokonaliśmy ich do końca, ale teraz dwa razy się zastanowią, zanim sprowokują następną taką wojnę.
Trzeba pamiętać, że z Hezbollahem mieliśmy niekończące się problemy od niemal 20 lat. A po naszej interwencji od dwoacute;ch tygodni nie przerwali zawieszenia ognia. Do takiej sytuacji trudno było w przeszłości doprowadzić. Tym razem zawieszenie ognia jest trwałe, chociaż izraelska armia jeszcze przebywa na terenie Libanu. Moim zdaniem jest to dowoacute;d na zwycięstwo Izraela. I nie szybko zobaczymy – bez względu na to, co sugerują nasi krytycy – kolejną odsłonę wojny z Hezbollahem, oczywiście dopoacute;ki to my nie uznamy, że taka operacja będzie dla nas korzystna. W ciągu kilkunastu dni osiągnęliśmy to, co nie udawało się żadnemu rządowi izraelskiemu: odzyskanie kontroli nad południowym Libanem.

Ale czy ta kontrola, bez względu na to, czy będzie ją sprawował Izrael, rząd Libanu czy siły międzynarodowe, rzeczywiście będzie skuteczna? Słyszymy zewsząd, że Hezbollah uzupełnia uzbrojenie przy pomocy Iranu i kto wie, kogo jeszczeamp;hellip;
- To prawda. Jednak obecną sytuację poroacute;wnuję do tej, jaka powstała po zakończeniu wojny Jom Kippur w 1973 r. Wtedy Izrael jednocześnie walczył z armią Syrii i siłami egipskimi. Też były problemy z doprowadzeniem do zawieszenia ognia. Też krytykowano nasz sposoacute;b prowadzenia wojny. Jednak okazało się, że wojna Jom Kippur była ostatnią wielką wojną państw arabskich z Izraelem. Wtedy złamaliśmy ich wolę militarnego zniszczenia naszego państwa. Dziś moim zdaniem to samo stało się z Hezbollahem. Jego przywoacute;dcy przyznają, że zostali całkowicie zaskoczeni naszą odpowiedzią. Liczyli, że po dwoacute;ch dniach starć przy granicy sytuacja wroacute;ci do normy. Nie byli przygotowani na taki rozwoacute;j sytuacji ani psychicznie, ani taktycznie. Tajemnica sukcesu w wojnie tkwi bowiem w dobrym skoordynowaniu dwoacute;ch czynnikoacute;w: możliwości i celoacute;w. Hezbollah miał możliwości w postaci nowoczesnej technologii wojskowej. Ich pocisk zdołał uszkodzić jeden z naszych najnowocześniejszych okrętoacute;w przeznaczonych do walki elektronicznej. Jednak brakowało im zdefiniowania jasnych celoacute;w. Nie wiedzieli, czy mają odpierać naszą armię, niszczyć poacute;łnocny Izrael czy przeprowadzać zamachy terrorystyczne. Na dobitkę mieli dwa centra dowodzenia: w Syrii i w południowym Bejrucie, ktoacute;re wydawały sprzeczne rozkazy.

Czy ktoś jeszcze potwierdza zwycięstwo Izraela?
- Sam premier Libanu powiedział niedawno, że ta wojna stworzyła niespotykaną w historii Bliskiego Wschodu okazję, by doprowadzić do trwałego pokoju.

Jednak ten sam premier miał powiedzieć, że gdyby nie Hezbollah, to Izraelczycy siedzieliby w fotelach parlamentu libańskiego, paląc cygara. Kiedy można mu wierzyć?
- Dziś już tego nie moacute;wi. Wtedy rząd wiedział, że Hezbollah stanowi dość istotną siłę. Dziś wygląda na to, że już jest wrakiem. Dowoacute;dca Hezbollahu Nasrallah nie chciał wyjść z podziemnego bunkra nawet na urodzinowe przyjęcie, ktoacute;re chcieli przygotować mu jego zwolennicy. Wie, że jego dni są policzone. Nazywają go już podziemnym szejkiem. Sam niedawno przyznał, że popełnił błąd, wzniecając tę wojnę. Poza tym Liban już wie, że nie może popełnić grzechu bezczynności wobec okopywania się organizacji terrorystycznych na ich terytorium, bo będzie musiał zapłacić za to wielką cenę.

Izrael chce zabić Nasrallaha?
- Z pewnością Izrael nie pozwoli, by Nasrallah odbudował Hezbollah.

Jeśli rząd odniamp;oacute;sł wielkie zwycięstwo, to dlaczego premier Olmert znalazł się w takich tarapatach? Przecież powstały dwie komisje śledcze, ktamp;oacute;re mają zbadać, jakie błędy popełniono w czasie wojny.
- Proszę pamiętać, że po raz pierwszy w historii dziejoacute;w wojen państwo stanęło przed nowego rodzaju przeciwnikiem. Mieliśmy do czynienia z armią terrorystoacute;w. Co przez to rozumiem? Jest to armia, ktoacute;ra posiada potencjał wojskowy i zwiadowczy jak każde inne państwo, jednak toczy wojnę metodami terrorystoacute;w. Nie nosi munduroacute;w wojskowych, tylko chodzi w cywilnych ubraniach. Buduje swoje punkty dowodzenia wewnątrz osiedli mieszkalnych tak, żeby ataki przeciwnika mogły zostać okrzyknięte zbrodniami wojennymi, bo w takiej sytuacji nie sposoacute;b uniknąć strat wśroacute;d ludności cywilnej. Izrael prowadził więc jako pierwszy wojnę z armią terrorystoacute;w.

Powołanie komisji śledczej oznacza jednak, że popełniono błędy.

- Bo tak rzeczywiście było. Najpoważniejszy z nich to niewykorzystanie informacji wywiadowczych przy prowadzeniu operacji naziemnych. Wojsko dostawało dane, ale nie potrafiło z nich skorzystać. Natarcie było prowadzone w niezdecydowany sposoacute;b. Otrzymałem niedawno 12-stronicowy list od oficera, ktoacute;ry brał udział w tej wojnie. Skarży się na niekompetencję dowoacute;dcoacute;w, brak zaopatrzenia, a przede wszystkim na panujący okropny chaos. Nikt nie wiedział, co dowoacute;dztwo chce osiągnąć i w jaki sposoacute;b. Co kilka godzin oacute;w oficer otrzymywał coraz to inne rozkazy. Ostatnio okazało się, że Hezbollah najprawdopodobniej korzystał ze stron internetowych UNIFIL, na ktoacute;rych kilka razy dziennie moacute;gł przeczytać o działaniach wojsk izraelskich. Jeśli tak było, to terroryści mieli darmowy dostęp do najcenniejszych informacji operacyjnych. Ktoś tu zawinił, dopuszczając do takiej sytuacji.
Jednak przypominam, że utworzenie komisji śledczej nie jest niczym niezwykłym. Podobna powstała roacute;wnież po wojnie 1973 r. Skończyło się rezygnacją szefoacute;w armii, wywiadu, naczelnego dowoacute;dcy. Wtedy odszedł jeden z moim zdaniem najlepszych dowoacute;dcoacute;w izraelskich, gen. Mosze Dajan. I choć w styczniu 1974 r. napisałem esej w jego obronie, twierdząc, że był dowoacute;dcą, i to dowoacute;dcą zwycięskim, w ostatniej wielkiej wojnie Izraela, to jednak niemal wszyscy okrzyknęli mnie wariatem. Od tamtej chwili upłynęło ponad 30 lat i okazuje się, że miałem rację.

Czy nie obawia się pan, że to nie była ostatnia wielka wojna w historii waszego państwa? Niektamp;oacute;rzy prognozują, że teraz wojna rozgorzeje w Autonomii, a potem obejmie Izrael.
- Jak miecz Damoklesa nad Palestyńczykami wisi widmo deportacji ich rodzin, znajomych i przyjacioacute;ł z Izraela. A przecież to oni utrzymują wiele rodzin na terenie Autonomii. Kolejna wojna im się nie opłaca. Jak powiadam – mogłoby dojść do ich deportacji. W 1948 r. Izrael musiało opuścić i wyjechać do sąsiednich krajoacute;w ponad 650 tys. Palestyńczykoacute;w. Za Szarona moacute;wiło się o takiej wojnie całkiem poważnie. Dziś niektoacute;re prawicowe partie też o tym moacute;wią. Gdyby Palestyńczycy wpadliby na pomysł kolejnego powstania, to sądzę, że ten scenariusz zostałby wprowadzony w życie. Oczywiście nikt nie chce, żeby to się wydarzyło. Moacute;głby to być jednak jeden ze skuteczniejszych aktoacute;w samoobrony Izraela.

Jak wyglądałby taki scenariusz z punktu widzenia wojskowego?
- Jeśliby taka sytuacja zaistniała, Izrael zmobilizowałby swoje siły niezwykle szybko. Większa część męskiej populacji jest gotowa dziś do obrony kraju. Najpierw trzy supernowoczesne łodzie podwodne zajęłyby pozycje ogniowe na morzu. Granice zostałyby zamknięte, serwisy informacyjne wyłączone, a wszyscy zachodni korespondenci znaleźliby się w hotelach jako goście rządu. Do akcji wkroczyłoby 12 dywizji uzbrojonych i jedna lekka. Do pomocy pozostawałyby też roacute;żne jednostki terytorialne. Pięć dywizji poszłoby w kierunku Egiptu, trzy do granicy z Syrią i jedna na granicę z Libanem. Trzy byłyby w rezerwie i pozostałoby wystarczająco wiele sił do wprowadzenia czołgoacute;w do izraelsko-arabskich wiosek, na wypadek gdyby ich mieszkańcy chcieli coś kombinować.
Wojsko nie wyciągałoby ludzi z domoacute;w, ale użyłoby ciężkiej artylerii, żeby ich wypłoszyć. Zniszczenia w Dmeninie okazałyby sie drobnostką w poroacute;wnaniu z tym, co by tu się stało.
W razie jakiejś zewnętrznej interwencji do pomocy byłyby izraelskie siły powietrzne. W 1982 r., kiedy prowadziły one ostatnią – jak dotąd – operację na wielką skalę, Syria straciła 19 baterii artylerii przeciwlotniczej i 100 samolotoacute;w. Izrael nie ponioacute;sł żadnych strat. Dziś wojska lotnicze stanowią jeszcze większą potęgę. A jeśli Egipcjanie by wkroczyli, to nie doszliby nawet przez pas międzygraniczny pustyni do naszej granicy. Zostaliby zniszczeni.

To okropny scenariusz...

- Powtarzam, to potencjalny scenariusz i wiedza o nim powinna odstraszać od proacute;b zniszczenia Izraela. Dobrze, że Palestyńczycy się go boją. Dopoacute;ki oni i inne kraje arabskie się tego obawiają, dopoacute;ty myślą o rozwiązaniach pokojowych. Musimy mieć gotowy scenariusz, by inne opcje brali pod uwagę. Jak moacute;wił Mosze Dajan: bdquo;Izrael musi być zły jak pies, zbyt niebezpieczny, żeby z nim zaczynać”.

Ale to powiedzenie nie działa chyba w przypadku Iranu?

- Iran tylko ryczy, jak lew bez zęboacute;w. Moim zdaniem Ahmadineżad, jak inni tyrani: Stalin, Mao, Kim Dzong Il czy Breżniew, boi się zniszczenia od własnej, atomowej broni – wciąż zresztą potencjalnej. Iran od czasoacute;w Chomeiniego nie wykazuje tendencji samoboacute;jczych. A groźbę nuklearną uważam za wyolbrzymioną. Przez 56 lat mieszkam w Izraelu, od ponad 30 lat mam do czynienia ze sprawami militarnymi. I co pięć lat słyszę, że Iran za pięć lat będzie miał bombę.
Izrael się tego nie boi?
Izrael musi się bać, podobnie jak reszta cywilizowanego świata. Sądzę, że USA sobie z tym wcześniej czy poacute;źniej poradzą.







































Reklama



Martin van Creveld – wykładowca Hebrew University w Jerozolimie. Doradca wojskowy kilku izraelskich szefów obrony w sprawach strategii. Wykładowca w Izraelskiej Akademii Wojskowej i US Naval College. Wykładał na wielu wyższych uczelniach wojskowych państw NATO. Jego „Transformacja wojny” jest jednym z najważniejszych współczesnych dzieł na temat strategii militarnej.