Dla Romana Giertycha DZIENNIK jest „gadzinówką”. Tymczasem każdy Polak jako tako obyty z historią własnego kraju wie, że gadzinówki to propagandowe gazety wydawane przez nazistów w okupowanej Polsce. Jak z tego wynika, nigdy nie istniały gadzinówki antynazistowskie, takie, które demaskowałyby faszystowską przeszłość urzędników państwowych, piętnowały ludzi zafascynowanych znakiem swastyki albo robiących sobie zbiorowe fotografie w geście hitlerowskiego pozdrowienia.
A właśnie takie zdjęcia działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, przyszłych radnych i urzędników Ligi Rodzin Polskich, publikował najpierw "Fakt", a następnie DZIENNIK. To nasza gazeta jako pierwsza zaczęła badać tajemniczy "proces przystosowawczy", w wyniku którego młodzi neofaszyści zamieniali się w ciągu paru lat, w rytmie wyborczych sukcesów Ligi Rodzin Polskich, w przykładnych patriotów, takich, których kadrowi Giertycha mogli już bez ryzyka kompromitacji zatrudniać w ministerstwach Rzeczypospolitej, w publicznej telewizji albo w brukselskim biurze europarlamentarzysty LPR.
To właśnie po publikacjach DZIENNIKA prokuratura zaczęła sprawdzać, czy aby poprzebieranym w garnitury działaczom Młodzieży Wszechpolskiej nie jest aby zbyt blisko do ostrzyżonych na łyso młodzieńców zafascynowanych symbolami i ideami, które w naszym kraju są po prostu ścigane przez prawo. Trudno się zatem dziwić, że teksty zamieszczane w DZIENNIKU tak bardzo rozwścieczyły Romana Giertycha. Psuły jego najnowszy, jeszcze pachnący świeżą farbą wizerunek przykładnego konserwatysty.
Za Romana Giertycha i jego młodzieżówkę wstydził się na naszych łamach Wiesław Chrzanowski, działacz prawdziwej Młodzieży Wszechpolskiej, tej z okresu okupacji, kiedy to młodzi polscy narodowcy nie bawili się pod znakiem swastyki, ale z nazistami walczyli. Tymczasem Roman Giertych za swoją partię i za swoją młodzieżówkę wstydzić się nie ma zamiaru. Zamiast się tłumaczyć, choćby i na naszych łamach, atakuje, obraża, zastrasza.
Nawet jednak atak na wolną prasę musi być w demokracji przeprowadzony wedle pewnych zasad. Nie można tak po prostu tupać i krzyczeć, nawet jeśli się jest wicepremierem. Żeby podjąć z gazetą polemikę, można na przykład wysłać sprostowanie. A ponieważ demokratyczne reguły obowiązują obie strony, zarówno polityków jak i media, to nasza gazeta musiałaby takie sprostowanie opublikować.
Problem w tym, że nigdy żadne sprostowanie na nasz adres nie przyszło, ani od Romana Giertycha, ani od Młodzieży Wszechpolskiej. I jakoś to mnie wcale nie dziwi. Jak bowiem mogłoby takie sprostowanie brzmieć? "Oświadczam publicznie, że materiały dotyczące zabawy śląskich neonazistów przy płonącej swastyce nie dotyczą nas w żaden sposób. Uczestnicząca w tej imprezie przyszła asystentka europosła Macieja Giertycha i działaczka Młodzieży Wszechpolskiej nie jest już od wczoraj asystentką i działaczką MW. Wobec tego łączenie jej z nami w jakikolwiek sposób jest najobrzydliwszym oszczerstwem...". Albo inne sprostowanie: "Informuję, że hitlerowskie pozdrowienie demonstrował w miejscu publicznym nie nasz poseł, ale działacz Ligi Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej nieco niższego szczebla". My takie sprostowania chętnie zamieścimy, tyle że Roman Giertych ich do nas nie wysłał, bo wiedział, że ich publikacja w DZIENNIKU wcale nie poprawiłaby wizerunku jego i jego partii. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie.
W dodatku Młodzież Wszechpolska już takiej strategii "sprostowań" próbowała. Na przykład, kiedy "Fakt" opublikował zbiorowe fotografie, na których rozbawieni Wszechpolacy demonstrowali nad kuflami piwa hitlerowskie pozdrowienie. To z wyciągniętą ręką i w pozycji na baczność. Po publikacji tych zdjęć ich bohaterowie twierdzili, że przyłapano ich na... "zamawianiu piwa". Grozili i spotwarzali gazetę i wydawcę, do sądu jednak nie poszli. Bo oznaczałoby to ośmieszenie. Ktoś mógłby im na przykład pokazać zdjęcie Adolfa Hitlera, który w gronie towarzyszy partyjnych podobnym do złudzenia gestem "zamawia piwo" w jednej z monachijskich piwiarni.
Roman Giertych zamiast ośmieszających jego samego sprostowań wybrał zatem zastraszanie. Zaproponował zaostrzenie prawa prasowego i obrzucił naszą gazetę wyzwiskami. Tyle, że DZIENNIK się Romana Giertycha nie boi. Jeśli się o coś boimy, to o wizerunek polskiego rządu, w którym lider LRP i honorowy przewodniczący Młodzieży Wszechpolskiej nadal pełni funkcję Wicepremiera i Ministra Edukacji.
Roman Giertych zamiast wysyłać do gazet sprostowania, obraża i zastrasza polskich dziennikarzy - pisze w DZIENNIKU Cezary Michalski.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama