Powstanie silnej lewicy w tej chwili jest bardzo mało prawdopodobne, a mimo to nieodzowne. I to nie tylko dla lewicy, ale przede wszystkim dla dobra ogółu.

Francja znajdzie się zatem w sytuacji skupienia całej władzy w rękach jednego ugrupowania, w dodatku bez żadnej poważniejszej siły, która byłaby w stanie zrównoważyć bardzo rozległe kompetencje przysługujące prezydentowi Republiki. Czy hiperwładza jest konieczna do przeprowadzenia reform wpisanych w projekt Nicolasa Sarkozy'ego? Tak, zgodnie z logiką monarchistyczną, ale nie w perspektywie republikańskiej. Byłoby lepiej, gdyby debata nad wszelkimi inicjatywami odbywała się pomiędzy solidną większością i dobrze uargumentowaną opozycją.

Reklama

W razie braku argumentów opór przeciwko reformom i hiperwładzy przeniesie się na ulice. Sarkozy, który od razu chciał negocjować ze związkami zawodowymi, które nie są we Francji zbyt reprezentatywne, zrobiłby lepiej, dyskutując z rzeczywistą lewicą.

Taka lewica istnieje wszędzie w Europie, ale wciąż jeszcze nie we Francji. Powód jest natury socjologicznej: partia socjalistyczna od dawna jest zakładnikiem funkcji publicznej, której interesów broni i której wizję świata podziela. Ta sytuacja się zmienia dzięki napływowi nowych działaczy, którzy poparli Ségolène Royal. Sama Royal znajduje się na rozstaju, niewygodnie zawieszona między dwiema historycznymi tradycjami lewicy, żyrondystów i jakobinów.

Reklama

Aby zrozumieć naszą prześladowaną przez Historię lewicę, warto przypomnieć, że jej korzenie są rewolucyjne. Według jakobinów, którzy do dziś dominują nad francuskim socjalizmem, do obowiązków państwa należy kształtowanie dobrego społeczeństwa: Blum, Mitterrand i Jospin wpisują się w tę tradycję. Tymczasem dla żyrondystów, mienszewików francuskiego socjalizmu, dobre społeczeństwo jest rezultatem równowagi pomiędzy siłami: filozof Alain był wielkim myślicielem tak pojętej lewicy.

Francji brakuje właśnie owego ducha żyrondystów i partia socjalistyczna mogłaby go jej przywrócić; Ségolène Royal zrobiła do tego aluzję, ale bez podania szczegółów. W ten sposób lewica mogłaby przeciwstawić hiperwładzy decentralizację obowiązków publicznych. Mogłaby wymagać wprowadzenia zakazu kumulacji mandatów, niezbędnego warunku prawdziwej decentralizacji. Mogłaby popchnąć do przodu prace nad nowymi gwarancjami niezawisłości wymiaru sprawiedliwości, mediów i parlamentu.

Nie byłoby od rzeczy, gdyby ta lewica, w imieniu decentralizacji, zaproponowała autonomię uniwersytetów, szpitali i kas chorych; jak również rozszerzenie obowiązków parlamentu i Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Taka lewica byłaby we Francji pożądana i w odpowiednim momencie nadeszłaby jej kolej. Przychodzi na myśl markiz de Sade, który źle postępował, ale czasami dobrze myślał - jeden z jego pamfletów, wciąż aktualny, nosi tytuł "Francuzi, postarajcie się jeszcze raz zostać Republikanami!".