Agenci CBA nie zdążą zapukać, a minister Ziobro zamiast sądzić, sam być może zostanie osądzony. I na tym korzyści z wyborów się kończą. Kolejny plebiscyt oprócz wymiany rządzących nie przyniesie tego, na co czekają zmęczeni wyborcy. Nie będzie opcją zerową, nie utnie męczącego sporu o to, kto jest dobry, a kto zły. Wybory to nie jest lekarstwo na chorobę polskiej polityki. I nie jest tak, że takiego lekarstwa nie ma i że jesteśmy skazani na wiecznie kłócących się Kaczyńskich z Tuskiem i ciągłe egzotyczne powyborcze koalicje.

Kampania wyborcza nie odpowie na pytanie, czy PiS oczyszcza państwo, czy raczej sczyszcza niepokornych. Czy psuje demokrację, czy próbuje ją wyprostować. W kampanii nie dowiemy się, kto nas oszukuje.

Czy Ziobro to pierwszy wśród sprawiedliwych, czy chory na władzę niedojrzały młodzian. Czy Czwarta RP to jedynie zgrabny slogan, czy też poważny projekt polityczny, który mógł być zagrożeniem dla całej grupy ludzi przyzwyczajonych do łatwych karier i pieniędzy. Czy Kaczyńscy nie mogą oczyścić państwa, bo nie potrafią, są nieudolni czy może za słabi wobec wszechmocnego układu. Czy Tusk nie chce koalicji z PiS, bo boi się o własnych ludzi, czy boi się o Polskę? Zamiast odpowiedzi na te pytania możemy się raczej spodziewać zaostrzenia retoryki i pustych, znanych już argumentów. Najcięższe armaty zostały już dawno wytoczone. I oprócz pustych oskarżeń niczego ożywczego w kampanii wyborczej spodziewać się nie możemy.

Wydaje mi się naiwna rachuba, że będziemy świadkami politycznego mordowania. Gdyby tak się zdarzyło, sprawy posunęłyby się do przodu. Właśnie taka kampania miałaby sens. Dziś zamiast czystego i uczciwego mordu mamy i brutalne wybijanie zębów, i lanie po pysku. A przecież, jeśli ktoś zasługuje na polityczną śmierć, powinna ona nastąpić. Problem polega na tym, że nie wiemy, czy ci, którzy wydają wyroki, są rzeczywiście prawi i sprawiedliwi.

Dlatego w interesie wszystkich partii politycznych, również PiS, leżą nie szybkie wybory, ale błyskawiczne powołanie komisji śledczej, która daje przynajmniej szansę na wyjaśnienie spraw z pozoru nie do wyjaśnienia. Polacy nie zasługują na kolejną kampanię z czarnymi teczkami w roli głównej, porażającymi hakami na przeciwników, których jakoś nikt nie kwapi się pokazać. Nie zasługują na to, żeby jeszcze raz wysłuchiwać, że wszystkiemu winne jest PO albo na odwrót. Najwyższa pora, by wyłożyć karty na stół. Jeśli są kompromitujące nagrania, trzeba je pokazać. Jeśli były minister spraw wewnętrznych ma dowody na niedemokratyczne działania ministra Ziobro, musi je ujawnić.

I podobnie z drugiej strony. Jeśli premier działa tak gwałtownie i odwołuje ważnego wicepremiera, a potem ministra, niechaj udowodni, że nie jest tak, że najpierw coś robi, a dopiero później myśli. Nie jest tak, że dwa lata temu Polacy zagłosowali przeciwko rzeczywistości, a nie za jej realną odmianą - jak twierdzi Jacek Żakowski. Polacy zagłosowali za konkretnym projektem, projektem silnej Polski zaproponowanym przez PiS i PO. Nie sądzę, by dziś ten projekt nagle przestał im się podobać i już nie chcieli żyć w uczciwym i sprawiedliwym państwie.

Problem nie polega na tym, że politycy nie są przygotowani merytorycznie do rządzenia. Często są przygotowani, często mają dobre programy i pomysły. Wszystko sypie się w momencie, gdy mają wreszcie szansę na wprowadzenie w życie swoich planów. Najczęściej problemem jest niedostatek władzy, konieczność budowania koalicji. Dlatego warto w tym momencie zastanowić się nad jeszcze jedną rzeczą. Czy nie nadeszła pora, by zmienić ordynację wyborczą. Większościowy system głosowania to szansa na nieprzerwane kadencje i rzetelną ocenę rządzących. A więc cała władza w ręce zwycięzcy - to da się teraz zrobić, wystarczy porozumienie PiS i PO i odpowiednia ustawa w Sejmie, a potem wybory. Tylko to daje szansę na rzeczywiste polityczne nowe otwarcie.











Reklama