Ale przecież kandydatów znamy. Nie sądzę więc, aby to co powiedzą w ciągu najbliższych dwóch tygodni, oddawało bardziej ich poglądy gospodarcze niż działania podejmowane w okresie ostatnich lat.

To są ważne wybory. Moc sprawcza prezydenta jest bardzo ograniczona, ale moc blokująca znacząca. Tak więc w Polsce to nie tylko rząd, ale również prezydent – choć w różny sposób – wpływa na politykę gospodarczą kraju. Aby nie wchodzić w bieżący spór polityczny, wystarczy przypomnieć dwie negatywne dla gospodarki decyzje prezydenta Kwaśniewskiego. Pierwsza dotyczyła obniżki podatków osobistych z ówczesnych stawek: 20 proc., 30 proc., 40 proc. na 18 i 28 proc., którą to zmianę prezydent zawetował w roku 1999. Kilka lat później podatki zostały obniżone w podobnej skali, ale akurat w okresie znacznych trudności na rynku pracy brak niższych podatków bez wątpienia był stratą dla gospodarki. Kolejnym negatywnym działaniem prezydenta Kwaśniewskiego było podpisanie w 2005 roku ustawy wprowadzającej wyłom w systemie emerytalnym przez przywrócenie przywilejów emerytalnych dla jednej grupy zawodowej – dla górników. Obie te decyzje był złe i chyba sam prezydent Kwaśniewski trochę ich teraz żałuje. Nie mam oczywiście takiej pewności (że żałuje)...

Reklama

W okresie kiedy Polska walczyła z klęską powodzi, cała Europa toczyła walkę z problemem nadmiernego zadłużenia. W ostatnich tygodniach większość krajów europejskich zgłosiła serię daleko idących reform fiskalnych zmierzających do znacznej obniżki deficytów i długów. Chodziło przede wszystkim o to, aby udowodnić rynkom finansowym, że poszczególne kraje europejskie są w stanie same wyjść z kryzysu fiskalnego i nie czeka ich los Grecji. Większość tych działań ma na celu zejście z deficytem poniżej 3 proc. PKB w perspektywie roku 2013. Na tle Europy Polska dziś wypada jeszcze całkiem dobrze z deficytem budżetowym w pobliżu średniej unijnej, a długiem publicznym poniżej średniej. Niemniej w perspektywie roku, a tym bardziej dwóch lat, będziemy znacznie bliżej peletonu europejskiego niż średniej. Będzie to wynikiem tego, że jeśli zaczniemy reformować, to zapewne z opóźnieniem w stosunku do pozostałych krajów europejskich. Jeśli zaczniemy...

I to jest tak naprawdę fundamentalna kwestia. Nie chodzi bowiem o ideologie, o to, czy lepszy jest podatek liniowy czy progresywny, czy prywatyzować poprzez giełdę czy poprzez sprzedaż akcjonariuszom większościowym. Prawdziwe wyzwanie dotyczy tego, czy rząd będzie w ogóle w stanie dokonywać jakichkolwiek zmian w ustawodawstwie gospodarczym. Dotyczy też tego, czego będzie dotyczyła debata w Polsce po wyborach – czy będzie to debata wokół różnych propozycji rozwiązań gospodarczych, czy też zupełnie obok.

Rynek finansowy nie zareagował na wyniki I tury. Zareaguje dopiero na wyniki po 4 lipca. Ale krótkotrwała reakcja rynku finansowego jest mniej istotna niż dłuższa perspektywa gospodarcza. Tak naprawdę możemy sobie wyobrazić trzy scenariusze: reformy, dryf lub destrukcję. O ile na szczęście ten ostatni scenariusz dziś wydaje się mało prawdopodobny, to wybór między pierwszymi dwoma jest realny. Pamiętajmy, że mało który rząd garnie się do reformowania gospodarki. Dlatego taż ważne jest to, aby tworzyć maksymalnie przyjazny klimat dla takich działań. Dlatego te wybory są tak ważne.