Pierwszy wojewoda katowicki III Rzeczypospolitej pan Wojciech Czech opowiadał mi w 1990 r., oprowadzając po wnętrzach budynku Sejmu Śląskiego, że powojenna Wojewódzka Rada Narodowa nigdy nie odbyła żadnego posiedzenia w głównej sali. Sesje odbywano w innej, w której radni zasiadali przy równolegle ustawionych długich stołach. Niebawem, bezpośrednio po pierwszych wyborach samorządowych, miałem zaszczyt przemawiać do nowo wybranych delegatów sejmiku samorządowego właśnie w głównej sali. Trudno było oprzeć się wzruszeniu, stojąc na mównicy przed demokratycznie wybranymi reprezentantami całego województwa, i mówić w takim anturażu o celach i zasadach nowego ustroju samorządowego, a więc tym samym państwowego na poziomie lokalnym.

Śląskie opowieści

Nieraz przypominam sobie miesiące spędzone w celi więzienia w Nowym Łupkowie w stanie wojennym z dwoma autentycznymi Ślązakami. Pierwszy to Edmund Sarna. Poznałem go w czasach pierwszej „Solidarności”, jako nauczyciela wf, ale przede wszystkim męża i zarazem trenera słynnej lekkoatletki Mirosławy Sałacińskiej-Sarny – naszej olimpijki. Drugi to Henryk Strzódka, kolejarz z Tarnowskich Gór. Grywaliśmy wieczorami w brydża i cały czas, z przerwą tylko na licytację i rozgrywkę, gadali, gadali, gadali... Oni oczywiście po śląsku. Soczyście, dowcipnie i bez zacietrzewienia. Mundek najgorsze rzeczy przeciwko władzy formułował jednak w literackiej polszczyźnie. Henio kilka razy opowiadał o swojej rodzinie, mówił, co posiadali przed wojną, jak głosowali w czasie plebiscytu robotnicy w fabrykach jego dziadka. Jakby wszystko to działo się wczoraj. Chwilę później jego ojciec był już – jak mówił – na ostfroncie, a po wojnie zrobili go sekretarzem partii. Z kolei stryj pływał u Adolfa na U-bootach i dostał od niego das Rittenkreuz mit Brillanten. Nie przeszkadzało to Heniowi należeć do KPN-u i pełnić tam ważnej funkcji.
Wojewoda Michał Grażyński i Wojciech Korfanty powracali w ich rozmowach, tak jakby grali przy sąsiednim stoliku. Osobisty konflikt tych dwóch wybitnych postaci miał dramatyczny przebieg i tragiczne zakończenie. Korfanty, dyktator powstania wielkopolskiego, poseł i senator II Rzeczypospolitej, więzień brzeski, banita, wraca w kwietniu 1939 r. z Paryża do Polski, ryzykując wszystko. Wraca, bo widzi śmiertelne zagrożenie nie tylko dla Śląska, który przekonywał po I wojnie światowej do Polski, ale dla Państwa Polskiego w ogóle. A wiedział, co to jest państwo. Wykształcony na Uniwersytecie Wrocławskim, poseł do Reichstagu aż do 1918 r., poseł po I wojnie światowej do obydwu Sejmów – polskiego i śląskiego, nie mógł się chyba spodziewać, że w obliczu zagrożenia od strony zachodniego sąsiada zostanie aresztowany. Został – jeszcze na peronie dworcowym, skąd trafił do więzienia. Uwolniono go w połowie lipca. Wracał do domu w takim stanie zdrowia, że po trzech dniach zmarł. Na pogrzeb przyszedł cały Śląsk. Egzekwie prowadził abp Adamski – nie mniej legendarna postać tamtego czasu, Wielkopolanin, też poseł do Reichstagu, w odrodzonej Polsce senator. W takiej atmosferze Śląsk wchodzi we wrześniu w wojnę z Niemcami.
Reklama

Błąd z 1920 r.

Tamte historyczne doświadczenia przestrzegały nas w 1998 r. przed powtórzeniem błędu ustrojowego, jaki popełniono w Statucie Organicznym Województwa Śląskiego, nadanym ustawą konstytucyjną Sejmu Ustawodawczego w Warszawie z dnia 15 lipca 1920 r. Polegał on na ustanowieniu wojewody jako organu administracji Województwa Śląskiego z nominacji Naczelnika Państwa. Mówiąc językiem współczesnym: Sejm Śląski miał daleko idącą władzę ustawodawczą i w tym zakresie można mówić o autonomii ustawodawczej, ale nigdy nie zdecydowano się, by organ wykonawczy Sejmu Śląskiego, czyli rząd śląski, był powoływany przez Sejm. Czyli nadając autonomię ustawodawczą, nie zdecydowano o ustanowieniu dla Śląska autonomii administracyjnej.
Szeroki zakres autonomii ustawodawczej stwarzał jednak tylko pozór autonomii prawdziwej, z uwagi na pozycję wojewody niezależnego od Sejmu Śląskiego. Nie był to główny powód konfliktu rozdzierającego Śląsk przez cały czas międzywojnia, ale to hybrydowe rozwiązanie, przyjęte w przededniu bitwy warszawskiej 1920 r., niewątpliwie ów konflikt podsycało. Miałem o tym sposobność kilka już razy wspomnieć z mównicy Sejmu Śląskiego, zawsze spotykając się ze zrozumieniem demokratycznie wybranych słuchaczy. Tamten błąd był stałym memento twórców reformy z 1998 r., kiedy projektowaliśmy rozwiązania ustrojowe dla wszystkich województw jednakowe. Radni peerelowscy nigdy nie odważyli się przekroczyć granic tego śląskiego sacrum, jakim jest sala Sejmu Śląskiego. Czy dzisiaj mamy równie wiele pokory dla prawdziwego Śląska jak chociażby oni?