Dominika Wielowieyska, dziennikarka "Gazety Wyborczej", w czasie przeglądu prasy w radiu TOK FM zastanawiała się nad wymową tekstu Krzysztofa Feusette. W artykule zatytułowanym "Potęga śmiechu kontra władza" zauważa on m.in.: Na propagandę sukcesu obecnej władzy coraz częściej ludzie reagują śmiechem.

Reklama

- Rysunki, memy, dowcipy, kpiny mnożą się w internecie jak grzyby po deszczu. Fala grepsów zalewa Platformę i Tuska na skalę niespotykana w poprzedniej czteroletniej kadencji. Znak czasu - czytamy w najnowszym numerze tygodnika.

Spostrzeżenia te pchnęły dziennikarkę do zadania pytania: Czy to nie jest przemysł pogardy? - Ja myślałam, że to właśnie jest przemysł pogardy. No niechby ktoś nazwał posłankę PiS "bufetową". To by była dopiero afera - podsumowała Wielowieyska.

I sama sobie odpowiedziała, że nie można tu mówić o przemyśle pogardy, ponieważ atak jest wymierzony w słuszną stronę, więc jest to uzasadniona krytyka.

Przemysł pogardy to określenie, które ma odnosić się do kampanii medialnej i politycznej wymierzonej w latach 2005-2010 w ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ostatnio określenie to pojawiło się w haśle promującym książkę Sławomira Cenckiewicza na temat Lecha Kaczyńskiego: "Prawda faktów zamiast przemysłu pogardy".