"Do zarobienia dodatkowe pieniądze" - taką propozycję dostałam kilka dni przed świętami od znajomego PR-owca. Moją uwagę już w pierwszej chwili zwrócił zwrot "spełnia następujące wymagania". Wystarczyła chwila w Google, by dowiedzieć się, o jaką konkretnie to pracę chodzi. Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju ogłosiło przetarg na organizację VII edycji konkursu "Polska Pięknieje - 7 Cudów Funduszy Europejskich", a wśród wymagań stawianych oferentom znalazło się udowodnienie, że dysponują lub będą dysponowali zespołem osób, który będzie realizował zamówienie, w skład którego wejdzie właśnie "redaktor posiadający następujące kwalifikacje:

Reklama

- w okresie ostatnich 3 lat przed upływem terminu składania ofert był autorem albo współautorem co najmniej 15 artykułów na temat funduszy europejskich, w tym co najmniej 5 artykułów prasowych,

- w ciągu ostatnich 3 lat przed upływem terminu składania ofert koordynował prace redakcyjne nad przynajmniej 7 wydawnictwami".

Termin składania ofert na ten przetarg mijał za cztery dni (w tym weekend).

Znajomego PR-owca jeszcze dopytałam, czy człowieka, który im referencje zapewni szukają, a kiedy potwierdził podziękowałam. Co znajomy przyjął ze zdziwieniem, bo to przecież to nie najgorsza oferta dorobienia sobie.

Reklama

Mnie za to propozycja zostania "słupem" skłoniła do bliższego przejrzenia się dalszym losom przetargu, w którym ministerstwo poszukuje dziennikarza. Szczególnie, że to właśnie resortowi Bieńkowskiej niedawno redaktor naczelny Polityki Jerzy Baczyński wygarnął, że ogłaszając zamówienia na kampanie informacyjne i teksty promocyjne o dotacjach unijnych wymaga od oferentów (czyli mediów), by pisali je dziennikarze w formule nie różniącej się od artykułów z głównych grzbietów.

Baczyński ostro pisał: Pieniądze, jakimi w ramach promocji Funduszy Europejskich dysponuje ministerstwo zamieniają się w ewidentną propozycję korupcyjną: wasi dziennikarze piszą i podpisują własnymi nazwiskami [...] pozytywne artykuły o wydawaniu unijnych pieniędzy (i działalności rządowych agend), a ministerstwo za to płaci.

Reklama

Pierwsze podejście MIR do przetargu na obsługę konkursu nie udało się - wpłynęły tylko dwie i obie za drogie oferty. Po kilku dniach (w środku sezonu świątecznego) ministerstwo rozpisało go ponownie, nie zmieniając wymogów, w tym zatrudniania "redaktora".

Tym razem wpłynęła tylko jedna, ale za to wygrana oferta. Wyboru dokonano 9 stycznia i tuż po nim zapytałam MIR, po co konkretnie resortowi "redaktor" piszący o funduszach europejskich oraz kim jest osoba, która posiada wymagane uprawnienia w firmie, która wygrała przetarg. Ministerstwo nadal nie odpowiedziało nam jednak na te pytania.

Inny znajomy PR-owiec, kiedy mu opowiedziałam o propozycji "słupowania" wzruszył ramionami: - Myślisz, że pierwsza byłaś. To niestety smutna praktyka, że by wypełnić wymagania przetargów szuka się co i raz odpowiednich ludzi dokładnie pod papier.