Domaga się odszkodowania w wysokości miliona euro dla każdej z rodzin.
Grzegorz Sobczak podkreśla, że samolot miał prawo znajdować się nad wschodnią Ukrainą. Okazało się jednak, że nie był bezpieczny. Do wyjaśnienia pozostaje kwestia, czy Ukraińcy dołożyli wszelkich starań, żeby zapewnić bezpieczeństwo.
Jego zdaniem trzeba też odpowiedzieć na pytanie, czy wysokość, na której leciał malezyjski samolot, była bezpieczna. Zdaniem eksperta, Ukraina może w tym zakresie ponosić niewielką współodpowiedzialność za tragedię.
Ekspert zwraca jednak uwagę na to, że trudno było przewidzieć, że celem ataku może być cywilna maszyna, lecąca o wiele wyżej niż wojskowe. Sobczak przypomina, że do momentu zestrzelenia boeinga, mieliśmy do czynienie z zestrzeliwaniem maszyn wojskowych, które latały na o wiele niższym pułapie, nieprzekraczającym sześciu tysięcy metrów nad poziomem morza. Co więcej do 17 lipca separatyści używali ręcznych zestawów przeciwlotniczych, które nie mogły razić celów na 10 tysiącach metrów.
Według opracowanego niedawno przez Holendrów wstępnego raportu wynika, że do tragedii doszło na skutek gwałtownej dekompresji, spowodowanej przebiciem kadłuba przez dużą liczbę rozpędzonych obiektów z zewnątrz. Wskazuje to na odłamki rakiety typu ziemia - powietrze. Ze śledztwa przeprowadzonego przez dziennikarzy BBC wynika z kolei, że rakietę wystrzelili z terytorium Ukrainy Rosjanie.