Sobczak opuściła Rosję po tym, jak mimo wynajęcia ochrony, jej życie nadal było zagrożone, a wyjazd doradziły jej służby specjalne. Jej nazwisko miało się też znaleźć liście "ludzi do zlikwidowania", o czym informowały niezależne media.
- Myślę, że żywa bardziej się przydam - deklaruje dziennikarka. Przyznaje, że bezpośrednio po śmierci Borysa Niemcowa także otrzymywała pogróżki, od ludzi - jak twierdzi - zdeterminowanych i złych.
Sobczak przyznaje w wywiadzie dla "Newsweek", że znała Władimira Putina - ten był przyjacielem rodziny, dokładnie ojca, byłego mera Sankt Petersburga (Anatolij Sobczak zmarł w 2000 roku).
- Jestem m wdzięczna, że był wsparciem dla mojego ojca - mówi dziś, ale od razu zastrzega, że obecnie Putin jest zupełnie innym człowiekiem, bo "władza deprawuje. I to absolutnie. Jemu wszystko zbyt łatwo przyszło". - Czuje się jak bóg. I to jest bardzo niebezpieczne - dodaje.
Co więcej, po 15 latach rządów - jej zdaniem - Putin miał nabrać przekonania, że wszystko czego zapragnie, jest możliwe. Niedawna aneksja Krymu miała na celu tylko podgrzanie atmosfery wśród Rosjan, bo - jak przekonuje - obecnej władzy chodzi tylko o to, by świat bał się Rosji.
CZYTAJ TEŻ: