Uchodźcy
Prognozowanie wydarzeń politycznych jest niczym wróżenie z fusów. Niektóre można - na podstawie obserwacji - przewidzieć. Do przewidzenia był więc kryzys związany z falą uchodźców. Wojna domowa w Syrii trwała od lat, poza tym niezależnie od tego Europę szturmują przybysze z Afryki. W krajach afrykańskich trwa demograficzny boom, a dla młodych Afrykańczyków Europa wydaje się być ziemią obiecaną. I biorąc pod uwagę te dwa choćby fakty można było oczekiwać, że w mijającym roku do Europy zaczną docierać uchodźcy i imigranci. Ale problem nie zniknie wraz z końcem 2015 roku. W Brukseli już teraz mówi się o wielkiej fali uchodźców - liczącej nawet 3 mln - która pojawić się może na granicach unijnych na wiosnę. I to będzie jeden z najważniejszych problemów do rozwiązania. Podobnie jak sytuacja na Ukrainie, która zmierza jak na razie w stronę przekształcenia się w tzw. zamrożony konflikt. Stałym problemem będzie też ryzyko ataków i ekspansji tzw. Państwa Islamskiego i terroryzmu ze strony fundamentalistów islamskich.
W nadchodzącym roku czeka nas: referendum w Wielkiej Brytanii, wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych i nowa układanka unijna (wybory szefa Parlamentu Europejskiego i być może także zmiana na stanowisku szefa Rady). Jaki będą miały jednak przebieg, jaki wynik przyniosą - możemy spekulować...
Brexit
Przeprowadzenia referendum w tej sprawie eurosceptycy z Nigelem Faragem i jego partią UKIP na czele domagali się już od lat. Sam premier David Cameron obiecał zorganizowanie referendum jeszcze w czasie swej poprzedniej kadencji. Dłużej na zwłokę grać już nie mógł. Trudno nie odnieść wrażenia, że sam Cameron nie pali się do wyjścia z UE. Chcąc dać argument zwolennikom pozostania w Unii, prowadzi teraz negocjacje, by nie powiedzieć targi z Brukselą.
Co oznaczałoby wyjście Wielkiej Brytanii z Unii? Sama Wielka Brytania, dzięki bliskim więziom z USA, jakoś by to przetrwała. Choć nie brak ekonomistów, wyliczających potencjalne straty, łącznie z załamaniem londyńskiego City. Dla UE natomiast byłby to wielki cios, przede wszystkim polityczny. Padłby bowiem mit o sile przyciągania i atrakcyjności Unii. Mogłoby to też wywołać efekt domina. I wpłynąć w pewien sposób na wynik wyborów prezydenckich we Francji, które mają się odbyć w 2017 roku. z pewnością byłaby to dobra wiadomość dla Marine Le Pen.
Referendum zaplanowane jest na czerwiec. Pierwsza połowa roku upłynie zatem w Brukseli także pod znakiem negocjacji z Brytyjczykami. Negocjacji ważnych także ze względu na sytuację Polaków na Wyspach.
Stany Zjednoczone
Wybory prezydenckie odbędą się w Ameryce listopadzie. Jak na razie trwa rywalizacja o to, kto zostanie kandydatem demokratów i republikanów. W obozie republikańskim początkowo duże szanse miał Jeb Bush, brat poprzedniego prezydenta USA i syn Georga Busha seniora. Ale w ostatnich miesiącach wzrosły szanse kontrowersyjnego miliardera, Donalda Trumpa. Ostre antyislamskie wypowiedzi Trumpa (jak np. propozycja zakazu wjazdu do USA dla muzułmanów) przysparzają mu tylko jeszcze większej popularności.
Największe szanse na nominację demokratów ma natomiast żona byłego prezydenta i była amerykańska sekretarz stanu, Hillary Clinton. Pani Clinton też nie jest kandydatką idealną. Jej przeciwnicy przyznają, że nawet na tle standardów amerykańskich pani Clinton jest hipokrytką - z jednej strony przedstawia się jako obrończyni praw kobiet, a tymczasem jeszcze jako prawniczka cynicznie dyskredytowała ofiary gwałtów.
Z polskiego punktu widzenia lepsze byłoby zwycięstwo kandydata republikanów. Byłaby wtedy szansa, że USA zwiększą zainteresowanie naszą częścią Europy. Jak twierdzi wiele osób, każdy będzie lepszy od obecnego prezydenta, Baracka Obamy, którego dwie kadencje nie zapiszą się złotymi zgłoskami w dziejach USA.
Unijne puzzle
Końcówka roku będzie też czasem układania na nowo unijnych puzzli. Upłynie wówczas kadencja szefa Parlamentu Europejskiego, Martina Schulza, i poznamy jego następcę. Według umowy, powinien to być kandydat chadeków. Kto nim będzie? Na razie mówi się o byłym włoskim komisarzu, Antonio Tajanim i byłym francuskim ministrze ds. europejskich, Alainie Lammasourze.
Ale na zmianie szefa PE może się nie skończyć. Upływa bowiem wówczas także pierwsza część kadencji Donalda Tuska. Jeszcze parę miesięcy temu wydawało się, że przedłużenie na kolejne 2,5 roku kadencji będzie formalnością. Teraz jednak Tusk jest coraz częściej krytykowany. W dodatku, jeśli szefem PE zostanie polityk chadecki, oznaczać to będzie, że chadecy będą mieli trzy z czterech głównych stanowisk unijnych (szefa PE, szefa Rady i Komisji), a socjaliści tylko szefową unijnej dyplomacji. Zatem socjaliści, czując się poszkodowani, mogą chcieć skrócić kadencję Tuska. O tym, że stanowisko szefa Rady marzy się Martinowi Schulzowi, mówi się od dawna. Czy kanclerz Merkel da mu swe poparcie? To główne pytanie.