Ci drudzy próbują coś wołać na puszczy. Widzą, że zawłaszczanie państwa to nie to samo, co zwycięstwo prawicy wartości, i dziwią się, że tak mało osób to rozumie. Pesymiści, jak Rafał Matyja (polecam ciekawy wywiad dla tygodnika „Do Rzeczy” – tygodnik Dobrej Zmiany potrafi, dla hecy, dopuścić nawet głos prawicy), dali sobie po prostu spokój, czując, że z tej mąki nic nie będzie. Optymiści, jak młody duchem Piotr Zaremba, próbują zauważać dobre strony zapowiadanych zmian, napomykając o złych stronach zmian dokonywanych. Postawa optymistyczna wymaga więcej gimnastyki umysłowej i jest przez to zdrowsza.
Jak dobrze na tym tle mają zwolennicy Platformy Obywatelskiej i PSL! Liderzy tych partii są praprzyczyną klęski, której doznał pomysł kontynuacji upodabniania się do Zachodu. Zachód ma mnóstwo zalet, to całkiem oczywiste, ale Polska wjechała w XXI w. jako drugoligowiec, jako wieczny „Zachód B”, bez szans na awans do pierwszej ligi. Ten model, który pchnął Polskę w latach 90. na drogę wielkiego rozwoju, uległ wyczerpaniu po kilkunastu latach. W tym momencie, w którym trzeba było zerwać się ze smyczy nawyków i decyzji z początków transformacji, Donald Tusk ogłosił fajrant. Zamiast zmierzyć się z wyzwaniem drugiej transformacji, zaapelował o poparcie dla polityki ciepłej wody. Trafił w oczekiwania tych, którym transformacja dopomogła, ale zabił myślenie. To nie populistyczne majaki wyborcze PiS i nieudolność szefów kampanii wyborczej PO zdecydowała o klęsce partii ciepłej wody. Klęska wynikła z bezmyślności.
Pisowskie szarże na łupy polityczne pozwoliły obozowi byłej władzy na uniknięcie prawdziwej krytyki. Po co dręczyć nieużywane od lat szare komórki, skoro można okryć się płaszczem „obrony demokracji” i „walki z dyktaturą”. Z pewnością łatwiej jest wojować z nieistniejąca dyktaturą, niż udzielić innej, ciekawszej odpowiedzi na pytanie o sens i kształt nowej transformacji.
Reklama