W ostatni piątek stała się rzecz, dzięki której Senat obecnej kadencji już zapisał się w historii: drugi raz z rzędu przyjął ustawę budżetową, nie nanosząc w niej żadnej poprawki. Pośpiech sprzed roku można było tłumaczyć okolicznościami: atmosfera w parlamencie była napięta, trwał protest opozycji, w jego tle był sposób uchwalenia budżetu w Sejmie - słynne posiedzenie w Sali Kolumnowej. Ale tym razem presji politycznej nie było żadnej. Są więc dwa wytłumaczenia: albo w poczuciu senatorów budżet jest mało znaczącą ustawą i nie warto się nim zajmować zbyt długo, bo są ważniejsze sprawy, albo Ministerstwo Finansów i w ogóle cały rząd przygotowują tak dobre budżety, że po lekkim liftingu w Sejmie właściwie nie ma już nad czym pracować.
Pierwsze stwierdzenie odrzućmy od razu. Wszak gdyby było prawdziwe, oznaczałoby to, że senatorowie niezbyt przykładają się do swojej pracy. Przecież wiedzą, że akurat ustawa budżetowa jest silnie umocowana w systemie prawnym. Jej rola jest dość jasno opisana w konstytucji. I jest jedną z najważniejszych ustaw, jakie w ciągu roku przyjmuje parlament. Potraktowanie budżetu po łebkach, byle szybciej, by tylko dopełnić formalności, byłoby przecież lekceważące. Muszą być zatem jakieś inne powody, dla których Senat pracuje nad budżetami tak szybko. I zapewne to, że nieuchwalenie planu dochodów i wydatków w terminie może skończyć się rozwiązaniem Sejmu przez prezydenta i rozpisaniem nowych wyborów, nie jest tu najważniejsze.
Jaki więc jest ten powód? Możemy chyba w ciemno założyć, że materiał, jaki senatorowie dostają od posłów, jest już tak dobry, że żaden merytoryczny wsad nie jest potrzebny. To zapewne dlatego 15 senackich komisji zajmujących się budżetem było stać na wypracowanie trzech poprawek. W większości przypadków po „merytorycznej i długiej dyskusji” senatorowie w komisjach akceptowali w całości wszystko to, co wcześniej posłowie uchwalili. To zrozumiałe – jakakolwiek zmiana mogłaby być rysą na tej budżetowej doskonałości.
I to dobrze, że żadna z trzech poprawek się i tak nie uchowała. Senacka Komisja Budżetu i Finansów Publicznych przegłosowała je w niecałe 12 minut - wszystkie rekomendując negatywnie. Jeszcze szybciej poszło odrzucenie 138 poprawek zgłaszanych przez pojedynczych senatorów: zajęło to minutę i 20 sekund. A to dzięki temu, że członkowie komisji przegłosowali w pierwszej kolejności - co zrozumiałe - przyjęcie ustawy bez poprawek. W sumie Senat pracował nad budżetem (w komisjach i na posiedzeniu plenarnym) dokładnie cztery dni.
Reklama
Jest jednak pewien kłopot: jeśli rzeczywiście ustawy o takim znaczeniu jak budżet są doskonałe po uchwaleniu przez Sejm, to Senat staje się zupełnie niepotrzebny. Już dawno zwolennicy likwidacji Izby Wyższej parlamentu nie dostali tak mocnej broni do rąk. Po co komu izba z rocznym budżetem w wysokości 165 mln zł, której rola sprowadza się do formalności? Błyskawiczne tempo prac nad budżetem to kolejny argument, ale nie jest on pierwszy. Ci, którzy domagają się zmian w funkcjonowaniu Senatu, już wcześniej mogli zbierać dowody na poparcie swoich tez.
Bo tego świetnego widać materiału było już wcześniej sporo, zwłaszcza w przypadku ustaw ekonomicznie kontrowersyjnych, ale mocno umotywowanych politycznie. Choćby obniżenie wieku emerytalnego w 2016 r. - ustawa przeszła bez senackich poprawek. Albo skomplikowana, dająca duże uprawnienia Krajowej Administracji Skarbowej ustawa o STIR. To system, dzięki któremu banki będą w stanie wyłapywać podejrzane przelewy, a skarbówka na tej podstawie będzie mogła blokować konta.
Ministerstwo Finansów pracowało nad projektem wiele miesięcy i, jak widać, z doskonałym skutkiem, skoro senatorowie nie mieli nic do dodania, obsadzając się jedynie w rolach maszynek do głosowania. Podobnie było z kompleksową zmianą ustaw o PIT i CIT, które wprowadziły m.in. tzw. podatek galeryjny - czyli minimalny podatek płacony od wartości nieruchomości powyżej 10 mln zł. Niektóre zmiany, jak rozdzielenie opodatkowania dochodów kapitałowych i z działalności gospodarczej, były fundamentalne - sprawa budziła wiele emocji, ale raczej nie u senatorów. Bo ci nie znaleźli w niej nawet przecinka, który należałoby dodać.
W ogóle takich bardzo dobrych ustaw z Sejmu Senat dostaje bardzo dużo. Na ostatnim posiedzeniu z siedmiu, nad którymi głosował, w pięciu nie trzeba było niczego poprawiać. A w ogóle w tej kadencji na 458 ustaw, którymi się zajmował, Senat bez poprawek przyjął 339. Te, które poprawiał, stanowiły 26 proc. wszystkich rozpatrywanych. I nie da się ukryć – to dość słaby wynik na tle poprzednich kadencji.