Ma pani Virtuti Militari tu, w domu?
Karolina Korwin Piotrowska: Nie, tata kazał się spalić, skremować. Razem z tym orderem.

Był dla niego tak ważny?
Najważniejszy.

Dlaczego?
Bo to co przeżył w czasie wojny było dla niego najważniejsze. Kawalerem Orderu Virtuti Militari został jeszcze przed Powstaniem, w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Ocalił swój pododdział. Potem stali w bagnach cztery dni. Latem 1944 roku przyjechał do Warszawy, do rodziny. Wybuchło Powstanie, więc walczył. Robił też zdjęcia, był wojskowym fotografem. Część z tych fotografii jest w Muzeum Powstania Warszawskiego. Taty nie ma od 2002 roku. Wielu pytań mu nie zadałam. Kilka zdążyłam. Również to, jak to jest zabić człowieka. Jak trzask migawki - odpowiedział. O seks w Powstaniu zapytałam. Wiesz dziecko, jak nie wiesz czy będziesz żyć za godzinę, nie boisz się już niczego - odpowiedział. Mam żal do siebie, że nie dopytałam o wiele rzeczy. Może dlatego teraz tak mnie ta sprawa, to Powstanie tak angażuje. Na pogrzebie ojca byli jego towarzysze broni, mówili, opowiadali. Jeden powiedział, że tata mu uratował życie. Jest ich coraz mniej.

Reklama

Była pani późnym dzieckiem.
Bardzo późnym. Może dlatego traktował mnie, jak partnera. Był wybitnie inteligentny, specyficzny. Nie mówił o tym, ale nosił w sobie traumę wojny. Naukowcy zajmujący się stresem twierdzą, że taką traumę się dziedziczy. Mam tę wojnę w genach, po nim i po mamie. Jej wisielcy na balkonach śnili się przez całe życie. Budziła się z krzykiem. Mam tę wojnę w sobie. Ten strach. To przez to mam zawsze zapas jedzenia w domu. Podłoga jest drewniana, bo w razie czego można porąbać i rozpalić ogień... Mam tego wojennego fioła. Mniejszego niż moja mama, ale mam. Nie wiemy, co działo się w głowach ludzi w czasie wojny, możemy sobie jedynie wyobrazić... Ale nie będę więcej o tym mówić, przecież jestem dla wielu tylko „panią od plotek, od celebrytów”, nie mam prawa wypowiadać się na poważne i ważne dla mnie tematy, prawda? Poza tym sama na wykładach uczę ludzi, czego nie upubliczniać, o czym nie mówić.

O tym, że ojciec był Powstańcem powiedziała pani publicznie już kilka lat temu.
Wtedy, kiedy zauważyłam, że Powstanie zaczyna być cynicznie zawłaszczane przez politykę i speców od marketingu. Myślę, że gdyby ojciec dzisiaj żył, czułby się skrępowany tym, co się dzieje wokół Powstania Warszawskiego, czułby niesmak. Nie lubił się chwalić, nie lubił epatować, nie robił z siebie bohatera. On po prostu nim był. Zresztą, kiedyś chwalić się nie wypadało, to oznaczało brak klasy. Z pewnością szybko by wyczuł, że staje się częścią propagandowej machiny. Tak, jak stają się żyjący powstańcy. Oni nie tylko są już częścią propagandy, oni i Powstanie Warszawskie są używani marketingowo. I to od kilku lat. Sądzę, że mój ojciec mógłby sobie z tym nie poradzić.

Reklama

Kiedy żył o Powstaniu po prostu niewiele się mówiło, a jeśli już to głównie w Warszawie.
I to też było złe, bo ten mit powstańczy był zakopany. Dopiero zbudowanie i otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego zaczęło to zmieniać. I chwała ludziom, którzy się do tego przyczynili.

Prezydent Lech Kaczyński, dyrektor Jan Ołdakowski - to oni stworzyli to muzeum.
Oczywiście. Zrobili świetną robotę. A mit powstańczy z roku na rok stawał się co raz bardziej seksi, przyklejali się do niego politycy z różnych stron sceny politycznej. Przykleili się też ci, którzy którzy mieli w oczach tylko kasę fiskalną, żadne idee ich nie interesowały. Pamiętam zdanie, które w tamtym czasie wypowiedział mój kolega, Polak mieszkający w Nowym Jorku: zobaczysz, kiedyś ten znak Polski Walczącej wyląduje na prezerwatywach. Wtedy pomyślałam, że zwariował. Teraz uważam, że miał rację. Jeszcze co prawda nie ma PW na kondomach, ale jak patrzę, co się dzieje z tym znakiem, z tym logo, za które mój ojciec i wielu jego kolegów walczyło, wielu zginęło, a on był poważnie ranny w głowę, to mnie krew zalewa, szlag trafia. Dla Powstańców ten znak to świętość, ta czerwono-biała opaska na prawej ręce to świętość. Ale jak widać dla naszego patriotycznego społeczeństwa nie. Dla firm, które robią na tym znaku, na Powstaniu Warszawskim pieniądze też nie. Kiedy widzę Mike Tysona, kupionego przez producenta napojów, z opaską na lewym ramieniu, dukającego coś o Powstaniu, to myślę, że ktoś czegoś nie zauważył, może nie chciał zauważyć, coś zostało zaprzepaszczone. Tyson dukający o Powstaniu mnie obraża.

Orzeł na tęczowej fladze też?
Nie. Bo obywatelami tego kraju są również osoby LGBT. Są patriotami, urodzili się tu, żyją tu, pracują i płacą podatki.

Proszę złożyć zawiadomienie do prokuratury o obrażanie uczuć narodowych.
Wyobraża sobie pani moją walkę z gigantem spożywczym? Ja nie.

Dzięki Tysonowi więcej ludzi dowie się o Powstaniu Warszawskim.
Więcej ludzi kupi puszkę z napojem, a firma, które te napoje produkuje więcej zarobi. To jest chamskie zarabianie na Powstaniu. I walka marek o pozycję na rynku i rozpoznawalność. Poza tym kpina. Tyson to skompromitowana postać, kryminalista skazany za pobicie i gwałt, który przybijał piątkę min. z moskiewskim namiestnikiem Czeczenii, Kadyrowem.

Nawrócił się.
Na islam, więc nie wiem, co na to nasi patrioci. Nawrócił się i kocha gołębie. Wzruszające.

Romana Polańskiego oskarżonego o gwałt na nieletniej pani broniła.
On nie reklamuje słodzonych napojów wykorzystując do tego Powstanie Warszawskie. Ile kompleksów i cynizmu miał we łbie ten, co wpadł na pomysł, by wynająć byłego boksera, ile siana we łbie ten, kto na to pozwolił i jakie trzeba mieć gigantyczne kompleksy, żeby zrobić coś takiego. Kto następny będzie mówił o Powstaniu? Dennis Rodman, który jeździ do Kim Dzong Una, bo Mel Gibson, idol polskiej prawicy, czołowy antysemita hollywoodzki był niedostępny? A może aktorka porno, która będzie się wzruszała losem kobiet w Powstaniu. Zamarłam, kiedy zobaczyłam w telewizji publicznej Olka Klepacza z Formacji Nieżywych Schabuff z przypiętym orderem Virtuti Militari. Poczułam się, jakby ktoś mi napluł w twarz.
Władza, która ściga ludzi za to, że napisali gdzieś PZPR albo nałożyli pomnikowi Lecha Kaczyńskiego koszulkę z napisem Konstytucja, pozwala na to, że na jeden z mitów, na którym buduje swoją tożsamość, ktoś się wyrzygiwał, wysrywał i jeszcze zarabiał na tym pieniądze. Delikatnie mówiąc, brak konsekwencji. I to bardzo poważny. W tym, co się dzieje wokół Powstania nie ma już żadnej idei.

Jest.
Polityczna tylko. Już się boję, co się będzie działo w przyszłym roku, na 75-lecie wybuchu Powstania, w wcześniej, w listopadzie na 100-lecie Niepodległości. Kto będzie obwieszczał światu o naszych rocznicach. Przecież jest premier Morawiecki, minister Gliński, jest Polska Fundacja Narodowa i to oni powinni nad tym panować. Nikt nad tym nie panuje, bo Tyson przecież bezkarnie hula w sieci i hańbi Powstanie i Powstańców. Zastanawia mnie, kto ma interes w takim hańbieniu bohaterów. Wykorzystywanie tych śmierci, tego bohaterstwa do zarabiania worków pieniędzy jest cyniczne, żenujące. Powinno być zakazane, karane.

Producenci filmów o Powstaniu Warszawskim też zarabiają pieniądze.
„Miasto '44”, „Czas honoru” - to mówienie o historii, o Powstaniu Warszawskim popkulturowym językiem. I nie tylko po to, żeby zarobić pieniądze, ale przede wszystkim, żeby opowiedzieć, przekazać bardzo ważne treści. Natomiast, kiedy 1 sierpnia, przy Powązkach Wojskowych widzę stragany, z których się sprzedaje koszulki, skarpetki, chusteczki, czapeczki z PW, to wiem, że nie o przekaz chodzi, nie o ważne treści, bo jak zapyta pani na ulicy, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, ile trwało, o co chodziło Powstańcom, to gwarantuję pani, że połowa pytanych nie będzie wiedziała. Bo to, co się dzieje z Powstaniem nie ma nic wspólnego z edukacją, tylko z polityczną propagandą i zarabianiem pieniędzy. Na szczęście nie ma na tych straganach kijów bejsbolowych z PW, choć wiadomo, że takie patriotyczne akcesoria są też produkowane. Kiedy każdego roku idę na Powązki, by w godzinie „W” w ciszy popatrzeć w słońce, uczcić pamięć ojca, to zastanawiam się, na jakim jarmarku jestem. W tym roku zastanawiałam się, czy tam pójść, czy wtedy, czy o 17 być na cmentarzu przy kwaterze Batalionu Czata 49. Bałam się po prostu, że nie wytrzymam tego, że Powstanie jest zawłaszczone przez polityków, patriotyczny elektorat i jakieś dziwne biznesy.

Najłatwiej odpuścić.
Kwatera Czata 49 jest niedaleko Krzyża Katyńskiego. Lekko po skosie jest Gloria Victis. Ja te polityczne, żenujące i kiczowate jasełka, przeciąganie politycznej liny nad grobami tych, co bronić się już nie mogą, przeżywam co roku. Pamiętam 70 rocznicę Powstania i wygwizdywanie prof. Bartoszewskiego. Pamiętam tę tłuszczę, która wyła, kiedy wyszedł prof. Bartoszewski. I nikt z tym nic nie zrobił. Żadni politycy. Nikt.

Wtedy rządziła Platforma Obywatelska.
I zaczynało się zawłaszczanie Powstania przez prawicę. Ówczesny rząd cynicznie nie zareagował, pozwolono na to, żeby prof. Bartoszewskiego, bohatera narodowego wybuczeć. PO dała wtedy d... Chciałabym wiedzieć dlaczego. Wstyd mi wtedy było. Tak, jak mi wstyd, kiedy w godzinie „W” rusza marsz ONR. Pamiętam, jak kilka lat temu jedna pani splunęła mi pod nogi cedząc „lewacki TVN”. Pomyślałam sobie, że się nie złamię, że ja tu jestem u siebie, tu leży mój tata, jestem jego córką, córką Powstańca, tu leży moja bliższa i dalsza rodzina i oni wszyscy walczyli w Powstaniu Warszawskim. Innym razem, rok temu dokładnie, usłyszałam pod bramą Powązek, że jestem sprzedajną żydowską kurwą... Od starszej kobiety z biało czerwoną opaską z papieru na ramieniu. Jakiś chłopak powiedział do niej: niech się pani lepiej zamknie. Jeszcze coś szemrała pod nosem. Pamiętam, że podobnie było, kiedy zaraz po katastrofie smoleńskiej próbowałam zapalić znicz pod Pałacem Prezydenckim i byłam wyzywana od szatanów z TVN-u, lewaków, Żydówek. Zdałam sobie wtedy sprawę, kim jestem dla niektórych ludzi. Jak widać ci sami ludzie coraz częściej przychodzą na Powązki. Zresztą, z roku na rok coraz bardziej widać, jak 1 sierpnia przeradza się w kibolsko-ONR-owski taniec nad grobami bohaterów i głowami żyjących Powstańców, nad grobem mojego ojca. A ja czuję się w tym coraz bardziej obco, choć przecież jestem krew z krwi... Zauważyła pani, że 1 sierpnia zawsze jest gorąco, zawsze jest upał. Wtedy też był upał. Żar. Tata opowiadał o tym żarze, o tym, że miał jedzenia na dwa, trzy dni, ubrania na zmianę nie brał, bo przecież zaraz miało być po Powstaniu. Stoję na tych Powązkach, patrzę w górę, pot mi się leje po plecach i zastanawiam się, co on wtedy czuł, co oni, czy wszyscy młodzi ludzie wtedy czuli.

Miał 21 lat.
I walczył w zasadzie od początku wojny, już jako nastolatek. Zawsze mi się zdaje, że 1 sierpnia o 17.00 niebo jest takie same jak w 1 sierpnia 1944 roku.

Zakłada pani biało-czerwoną opaskę?
Ja? Nigdy. Nie zasługuję na nią. Nikt z nas nie zasługuje. Mnie nie wolno. Nigdy jej nie założę, bo wiem, co się za tą opaską kryje. Moim zdaniem, każdy kto teraz zakłada taką opaskę jest uzurpatorem, jest nikim. I to się już mści, bo znam coraz więcej ludzi, którzy nie chcą słyszeć o Powstaniu Warszawskim, mają dość tego zawłaszczania.

Pani również pozwoliła na zawłaszczenie.
Bo nie krzyczałam: nie zabierajcie nam Powstania, nie zawłaszczajcie?

Hm.
Jak widzę ludzi z brzuchami piwnymi w koszulkach z napisem Polska Walcząca, z tym znakiem, albo lepiej, z tatuażem Polska Walcząca na grubych plecach eksponowanych na nadmorskich plażach, to wiem, że żaden krzyk już nie pomoże. Myślę, że jedynie stosowna ustawa, która wprowadzi zakaz nadużywania powstańczych symboli może przynieść jakiś pozytywny skutek. Żadne rządy do tej pory nie zrobiły nic, żeby chronić znak Polska Walcząca. A przecież z szacunku dla polskiej historii, z szacunku dla bohaterów i dla nas Polaków taka ochrona powinna funkcjonować, bo jak nie, to PW naprawdę zaraz będzie na prezerwatywach. Przecież już jest Orzeł Biały. To jest pytanie o to, jak my dbamy, jak chronimy nasze symbole narodowe. Jeśli w Polsce można zmienić władze sądowniczą w kilkadziesiąt godzin, to dlaczego nie można ustawowo zająć się powstańczą kotwicą, dlaczego toleruje się, by zdeformowany orzeł był na ubraniach. Widziała pani prezydentową w koszulce z dziwnym ptasiorem? To jest godło? To kpina, a nie godło.

Pani też nosiła koszulkę z orłem.
I nadal noszę. Od Roberta Kupisza. Jego orzeł nie jest zdeformowany, jest taki, jak być powinien i pięknie wpisał się w popkulturę. I dlatego noszę.

Maksymilian Rigamonti

Z pobudek patriotycznych?
Również. Myślę, że to jest ostatni moment, żeby przeprowadzić postępowanie ustawodawcze i uporządkować wszystko to, co dotyczy symboli narodowych, również logo Polski Walczącej. To powinien być znak zastrzeżony, a nie modowy. Polska Walcząca nie jest przecież jak znak Coca-Cola czy Myszka Miki. Za nim stoi śmierć ludzi. No, ale ja jestem lewacko-żydowska świnia z TVN-u i nikt z decydentów władzy mnie nie posłucha. Budowanie tożsamości narodowej, to jest też budowanie szacunku do symboli. Za te symbole ludzie naprawdę umierali. Trudno nam sobie teraz wyobrazić, że ktoś za coś umiera. Żyjemy w czasach, w których śmierć się wygumkowuje, starość się wygumkowuje. Jak my możemy pojąć żyjąc w coraz większym chaosie, że kiedyś były takie czasy, w których ludzie umierali za Polskę, za wolność, za Polskę Walczącą, za biało-czerwoną... A teraz wydaje nam się, że wszystko mamy, wolność mamy, chleb mamy nawet w nadmiarze. Mój ojciec Stanisław Sommer, pseudonim Makina nie kupił sobie orderu w sklepie z gadżetami modowymi, tylko dostał w czasie wojny za waleczność, za odwagę, za Polskę. Teraz tacy, jak on już się nie rodzą... W Powstaniu walczył w Śródmieściu, Czerniakowie, na Woli na Starym Mieście. Na Starówkę przeszedł kanałami. Chciałabym, żeby nikt na jego bohaterstwie nie zbijał kapitału, tylko szanował pamięć o nim i wszystkich Powstańcach. Żadnego kapitału, również politycznego. To, że się handluje Powstaniem Warszawskim i robią to wszystkie partie, jest haniebne. A Domu Powstańca Warszawskiego jak nie było tak nie ma. Powstanie jest jednym z ostatnich mitów, jeśli nie ostatnim, które jeszcze łączy nas wszystkich. Jeszcze.