Mason, agent syjonizmu, angielski i watykański szpieg – o Józefie Retingerze mówiono różne rzeczy. Z pewnością za mało o tym, że ten polski pisarz, doradca Władysława Sikorskiego, był jednym z ojców zjednoczonej Europy. To w dużej mierze jego zasługa, że po II wojnie światowej proeuropejscy politycy zaczęli ze sobą współpracować. Dzięki temu przed 70 laty powstała Rada Europy, a wkrótce potem wspólnoty europejskie. Być może gdyby zasługi Retingera były szerzej znane, polscy politycy nie baliby się odważnie mówić o przyszłości Europy i proponować zmian, które uczyniłyby ją silniejszą i wzmacniałyby pozycję Polski w Unii.
O umieraniu za Niceę
Kiedy 15 lat temu Polska wchodziła do Unii Europejskiej, w wielu przyjaznych nam środowiskach na Zachodzie silne było oczekiwanie, że naród Solidarności przyczyni się do odświeżenia Wspólnoty. Oczywiście, byli i tacy, którzy liczyli, że Polacy „nie będą tracić okazji, by siedzieć cicho”. Nie spełniło się ani jedno, ani drugie. Polska wielokrotnie była stroną głośnych konfliktów w Unii, ale nie doprowadziły one do zasadniczych zmian w konstrukcji UE, a zwłaszcza korzystnych dla naszego kraju. Trzy lata temu Jarosław Kaczyński zapowiadał, że rząd Prawa i Sprawiedliwości przygotuje nowe projekty traktatów europejskich, ale dziś nawet wpływowe osoby z obozu władzy nie są w stanie nic konkretnego powiedzieć na temat tej propozycji.
Brexit i nowe wyzwania stojące przed Europą oznaczają nowe otwarcie w Unii, na które Polska powinna śmiało odpowiedzieć. Odważne i ofensywne podejście, którego początkiem powinien być reset w polityce europejskiej Warszawy, powinno sprawić, że Polska zacznie odgrywać kluczową rolę w kształtowaniu UE