Polityczna awantura, jaka ma miejsce wokół warszawskiego 500 plus, to w dużej mierze efekt naszej piątkowej publikacji m.in. na Dziennik.pl. Powołując się na pisma podpisane przez Rafała Trzaskowskiego - kierowane m.in. do premiera i wojewody - ujawniliśmy, że w opinii władz miasta na wypłaty tegorocznych świadczeń brakuje ponad pół miliarda złotych.
Nie trzeba było długo czekać, by wybuchła awantura. Sprawa nabrzmiała do tych rozmiarów, że nawet Jarosław Kaczyński zabrał głos. Stwierdził, że Rafał Trzaskowski "prowadzi operację zmierzającą do tego, żeby nie wypłacać 500 plus". Politycy PiS chóralnie zaczęli przypominać o nieudolności zarządzania miastem przez Trzaskowskiego i jego ludzi. Z drugiej strony stołeczny ratusz oskarża PiS o złe sporządzenie planu finansowego całego programu świadczeń, działanie w trybie ad hoc i stawianie w trudnej sytuacji samorządów, na barkach których spoczywa rozpatrywanie wniosków i wypłata pieniędzy mieszkańcom. Wreszcie po obu stronach konfliktu nie zabrakło przestróg, że w konsekwencji część mieszkańców Warszawy może nie otrzymać pieniędzy w terminie. Mimo to - jak zapewniają nas przedstawiciele władz miasta - dziś nie powinno być ani jednego warszawiaka, do którego nie wyszedłby przelew za wrzesień.
W czym w takim razie tkwi problem? Jak tłumaczą urzędnicy świadczenia z programu "Rodzina 500 Plus" są wypłacane przez samorządy dopiero po przyjęciu planu dotacji przez rząd i po faktycznym przekazaniu środków. Analizując dane udostępnione przez ratusz widać, że z reguły kolejne tegoroczne transze pieniędzy rząd przelewał na konto miasta mniej więcej na początku i w połowie miesiąca (np. 4 i 18 czerwca). Od lipca widać, że transz zrobiło się więcej, a do pewnych perturbacji doszło we wrześniu, bo tam przelewy wyszły dopiero 12, 16, 19 i 26 września. To wywołało obawy ratusza, że urzędnicy w dzielnicach będą mieli za mało czasu, by wyrobić się z rozpatrywaniem wniosków i wypuszczeniem przelewów na konta mieszkańców. W Warszawie termin ten wypada w ostatnich 5 dniach każdego miesiąca (np. we wrześniu to 25-30 września). Dodatkową komplikacją okazał się istotny skok zapotrzebowania na pieniądze, które miasto musi wypłacać mieszkańcom. Związane jest to z rozszerzeniem programu 500 plus na każde pierwsze dziecko, w konsekwencji czego ciągu kilku tygodni w systemie dodatkowo pojawiło się ok. 98 tys. dzieci. O ile w czerwcu na wypłaty przeznaczono kwotę ponad 68 mln zł, o tyle w sierpniu było to już ponad 161 mln zł.
Stąd pisemne monity, które już w sierpniu zaczęły wychodzić z ratusza do wojewody, a następnie do premiera i ministra finansów. Problem tkwi najprawdopodobniej w tym, iż władze Warszawy - zamiast po prostu powiedzieć, że zbyt późno otrzymują transze środków od rządu, co może potem rzutować na terminowość wypłat - zagrały jeszcze kartą pt.: "brakuje pieniędzy na 500 plus". I w ten sposób sprowokowały ostry atak ze strony PiS. Miasto zaapelowało bowiem do rządu nie tylko o przyspieszenie wypłat, ale również o zwiększenie kwoty uzyskanych dotychczas 717 mln zł do prawie 1,4 mld zł. Słyszymy też, że na październik, listopad i grudzień brakuje ponad 482 mln zł.
Tyle że dla PiS to nie są żadne "brakujące pieniądze", lecz zapotrzebowanie, jakie na najbliższe miesiące zgłosiła Warszawa. Rząd zapewnia też, że pieniądze trafią na konto miasta w kolejnych transzach. Można rzeczywiście założyć, że PiS zrywami szuka tych pieniędzy w budżecie państwa i raz doszuka się ich szybciej, a raz wolniej. Ale raczej nie pozwoliłby sobie na to, by pieniędzy zabrakło, a wypłaty 500 plus stanęły. Koszt polityczny takiego zastoju byłby dla PiS katastrofalny. Prawdą jest jednak to, że pewien chaos w dokonywaniu przelewów na konto miasta może stawiać lokalnych urzędników pod ścianą, bo daje im się mało czasu na rozpatrzenie wniosków i dokonanie wypłat. Raban, jaki wywołały władze miasta, chyba jednak odnosi skutek. We wczorajszym oświadczeniu wojewody mazowieckiego mogliśmy wyczytać, że urząd m. st. Warszawy zgłosił zapotrzebowanie na październik na kwotę ponad 191 mln zł i taką kwotę otrzyma, ale w transzach zaplanowanych na 4, 10 i 17 października. Obecnie tego harmonogramu już nie ma w przywoływanym komunikacie, a urzędnicy z ratusza donoszą nam, że dziś po południu na konto miasta wpłynęło prawie 60 mln zł od rządu. - Presja ma sens - wnioskują urzędnicy.
A co z teorią Jarosława Kaczyńskiego, że Rafał Trzaskowski "prowadzi operację" mającą na celu storpedowanie programu 500 plus? To, z racji trwającej kampanii, wypowiedź dalece przesadzona. A więc możemy włożyć ją między bajki. Gdyby tak rzeczywiście zakładał "tajny plan" Trzaskowskiego, byłby on niezwykle ryzykowny. Do kogo bowiem skierowane byłyby pretensje, gdyby warszawiacy masowo nie otrzymali wrześniowych wypłat? Prędzej do władz miasta, aniżeli do rządu, który zawsze mógłby powiedzieć, że przecież dotacje do miasta trafiają. Nieoficjalnie władze Warszawy tłumaczą nam, że - będąc nieustannie na celowniku PiS i mediów narodowych - starały się rozbroić bombę, zanim wybuchła. Chodziło o wyprzedzenie ewentualnego ataku ze strony PiS, że Warszawa spóźnia się z wypłatami. Tak więc już od sierpnia informowano pisemnie rząd o problemie i choć pisma te, jak słyszymy, pozostały bez odpowiedzi, to jednak stanowią dziś swego rodzaju alibi dla władz stolicy, które mogą się bronić, że przecież informowały z wyprzedzeniem o problemach i stanęły na głowie, by przelewy jednak wyszły.
A może to PiS chce wpędzić stolicę w kłopoty, celowo opóźniając wypłatę kolejnych transz dotacji? W taki scenariusz również trudno uwierzyć. Trwa kampania wyborcza, przed chwilą rozszerzono program 500 plus na każde pierwsze dziecko, PiS-owi zwyczajnie musi zależeć na tym, by pieniądze terminowo trafiały do suwerena. To niezwykle istotne dla partii, która co chwilę podkreśla, że jej głównym atutem jest wiarygodność. W teorię tę łatwiej byłoby uwierzyć, gdyby faktycznie dotacje rządowe trafiały do wszystkich samorządów, z wyjątkiem Warszawy. Ale to przecież byłoby działanie irracjonalne i zbyt czytelne.
Być może jest szansa, że z tego politycznego konfliktu wyjdzie jednak coś pozytywnego. Rząd przyspieszy wypłaty i zmieni ich harmonogram, poziom stresu warszawskich urzędników nieco opadnie i dzięki temu wrócą do spokojnego procesu wypłat pieniędzy. A sami warszawiacy przestaną z niepokojem zaglądać na swoje konta.
W całej sprawie niezmiennie zadziwia jedno. Rozumiem, że wojewoda mazowiecki i władze miasta to dwa kompletnie różne światy i obozy polityczne. Ale wszyscy rezydują w tym samym budynku, niemalże drzwi w drzwi. A mimo to nie potrafią się porozumieć w sprawie, na której teoretycznie obu stronom powinno zależeć. Tak jakby uznano, że lepiej wysyłać pisma na Berdyczów i wzajemnie się zaskakiwać kolejnymi ruchami. Oby nie było tak, że jedyną dużą sprawą, jaką ponad podziałami połączyła w działaniach dwie zwaśnione strony, były stołeczne ścieki spływające do Wisły.