Nie otrzymał pan mandatu posła na Sejm nowej kadencji. Co dalej? Czy ma pan na siebie pomysł poza parlamentem?
Zbigniew Gryglas: Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Spełniałem się tutaj. To były lata ciężkiej pracy. Myślę, że dałem się poznać jako osoba koncentrująca się na kwestiach merytorycznych. Zawsze mówię o sobie, że jestem państwowcem i pracuję wyłącznie dla kraju. Taka jest moja misja i będę chciał ją kontynuować już w innym miejscu. Byłem i będę dalej aktywny w sektorze energii - przewodniczyłem parlamentarnemu zespołowi ds. morskiej energetyki wiatrowej. Bardzo wierzę w tę branże i chciałbym ją rozwijać także poza Sejmem, tak by była to polska specjalność. Druga sfera, która mnie interesuje, to polityka zagraniczna. Tutaj też sporo działałem, ostatnio byłem w Waszyngtonie, w Kongresie rozmawiałem o rzeczach istotnych dla polskiej racji stanu. To również sfera, która bardzo mnie absorbuje.
Chciałby pan dalej funkcjonować w polityce czy może biznes jest lepszym miejscem?
Nie ukrywam, że chciałbym pracować dla państwa. To pracodawca z którym się najbardziej, bo w stu procentach identyfikuję. Podmiot prywatny, z którym tak bardzo mógłbym się utożsamiać, nie istnieje. Praca dla Rzeczpospolitej, niezależnie od warunków, to misja i najbardziej szczytny cel i zaszczyt. Chętnie się jej podejmę.
W przyszłości widziałby się pan w polityce samorządowej czy na szczeblu centralnym?
Jestem człowiekiem lubiącym się koncentrować na sprawach ogólnokrajowych. Pracowałem przez wiele lat jako urzędnik: w ministerstwie skarbu państwa oraz resorcie spraw wewnętrznych. Mam więc odpowiednie doświadczenie administracyjne. W swojej karierze byłem też jednak w sektorze prywatnym, więc mam również wiedzę dotyczącą drugiej strony i życia zwykłych obywateli.
Czyli zostanie pan w strukturach Porozumienia?
Tak, jak najbardziej, dalej będę członkiem tej partii.
Jak pan myśli, skąd decyzja wyborców o nieudzieleniu panu wystarczającego poparcia?
To wynik tego, że lista warszawska jest dla naszego ugrupowania naprawdę trudna. Od początku wiedziałem, że konkurencja jest olbrzymia, a obóz Zjednoczonej Prawicy może nie osiągnąć tutaj jakiegoś oszałamiającego rezultatu. Tak się niestety stało - zdobyliśmy tylko sześć mandatów, choć spodziewaliśmy się znacznie więcej, ośmiu, a nawet dziewięciu w najbardziej optymistycznych scenariuszach. Trzeba jednak uszanować wolę wyborców i to właśnie robimy. Będziemy ją respektować.
Nie żałuje pan przejścia z Nowoczesnej do Zjednoczonej Prawicy?
Zdecydowanie nie. Jestem państwowcem, skutecznie służyć Polsce mogłem tylko w ramach Zjednoczonej Prawicy. To była jedyna i bardzo słuszna decyzja.
Co było pana największym parlamentarnym osiągnięciem w ciągu tych czterech lat?
Najbardziej dumny jestem z akcji, którą zainaugurowałem tuż po rozpoczęciu kadencji. Nazwałem ją "Wakacje dla małych kresowian" - zapraszałem polskie dzieci z Kresów Wschodnich do Warszawy - uczestniczyło w niej ponad 200 dzieci z Ukrainy, Litwy, a nawet Kazachstanu. Jestem z tego bardzo dumny. Wierzę, że to przyszłe pokolenia, które albo wrócą do Polski i będą wspierały naszą ojczyznę, albo pełniąc ważne role w swoich krajach, także doprowadzą do bliższej współpracy między naszymi państwami.
Czego nie udało się zrealizować w tej kadencji?
Byłem i jestem rozczarowany niemerytoryczną formą debaty publicznej. Pamiętam jedno ze swoich pierwszych spotkań z bardziej doświadczonym parlamentarzystą, aktywnym przez wiele kadencji. Powiedział mi, że nawet na początku przemian po 1989 roku częściej udawało się wspólnie pracować nad dobrem wspólnym, a przecież byli tam komuniści i opozycja demokratyczna. Dziś wydaje się to trudniejsze. Niestety ten proces postępuje. Mam nadzieję, że ten nowowybrany parlament będzie lepszy. Tego bym chciał.
Nowi posłowie dają taką nadzieję? Co powinni zrobić?
Przede wszystkim zastanowić się nad wyborem odpowiedniej komisji. To tam odbywa się główna praca parlamentarna. Ważne są też kontakty międzynarodowe - jeśli ktoś chce się realizować w tym zakresie i zdobywać kontakty to również jest to wielką szansą. Opcji jest wiele, pod warunkiem jednak, że ktoś wykaże się aktywnością i będzie chciał z nich skorzystać.
Czego nauczyła pana praca w Sejmie?
To przede wszystkim bardzo ciekawe doświadczenie - sama polityka jest fascynująca ze względu na swą zmienność. Nie potrafimy przewidzieć wszystkich zdarzeń, które będą miały miejsce. Nie da się wszystkiego zaplanować - to dobra lekcja pokory, ale też zapewniająca dużą dawkę emocji. Nic zatem dziwnego, że ktoś kto raz się tu znalazł, to będzie chciał wracać w przyszłości.
Polityka uzależnia?
Tak, jest takim narkotykiem, który jednak pomaga działać na rzecz dobra wspólnego.
Jak pan ocenia wyniki w skali całego kraju? Sejm obroniony, ale Senat stracony.
Osiągnęliśmy główny cel stojący przed Zjednoczoną Prawicą jakim była obrona samodzielnej większości. To sukces, choć na pewno jest pewien niedosyt. Osobiście spodziewałem się lepszego wyniku, liczyłem, że otrzemy się o większość konstytucyjną. Tak, jak powiedział pan premier Jarosław Kaczyński, wyborcy nas doceniają, ale nie w takim stopniu, w jakim na to zasługujemy. Robimy jednak wiele dla Polski i będziemy mieli okazję dalej zmieniać ją na lepsze. Dla mnie głównym celem, który dostrzegam, jest budowanie wspólnoty. Polska dziś jest krajem ludzi dumnych ze swojej ojczyzny. Udało się zorganizować piękne uroczystości związane z setną rocznicą odzyskania niepodległości. To było największe patriotyczne wydarzenie od 1989 roku. Dziś widzimy, że Polska naszych marzeń jest w zasięgu ręki. To najważniejsze.