To ja byłem autorem tej książki, której głównym zadaniem było pokazanie sposobów walki z socjalizmem w Europie Środkowo-Wschodniej i rozpropagować liberalne koncepcje takich myślicieli, jak Friedrich Hayek, Milton Friedman czy Bertrand de Jouvenel.
Pisząc ją, nawet nie podejrzewałem, że stanie się czymś w rodzaju katechizmu opozycji antykomunistycznej w Polsce, a także w Rosji, czy na Węgrzech. Ale taki jest chyba los książek, które przerastają własnych autorów.
Po raz pierwszy spotkałem Donalda Tuska dopiero niedawno, w Polsce, podczas debaty w Collegium Civitas. Wtedy zrozumiałem, co "Solution liberale" dała Tuskowi. Nie tylko tłumaczyłem w niej totalną pomyłkę komunizmu, ale także sugerowałem alternatywę. Nie była to ani socjaldemokracja, ani trzecia droga, taki ni to marksizm, ni to kapitalizm, bardzo popularny w owym czasie w środowisku "Solidarności". Pokazałem, że socjaldemokracja opiera się na tych samych, sprzecznych z naturą zasadach, co komunizm, że to taki przypudrowany marksizm, ale jednak marksizm. Inaczej liberalizm, który według mnie był zupełnie zgodny z naturą ludzką, tym bardziej że nie był czystą ideologią, potrafił dopasowywać się do lokalnych kultur i wartości.
Gdy słyszałem Donalda Tuska powracającego do założeń mojej książki, byłem zachwycony, że tak doskonale zrozumiał istotę liberalizmu. Polonizując go, zrobił dokładnie to, co należało. W czasie debaty w Collegium użył określenia, które bardzo mi się spodobało, bo było zgodne z moimi poglądami: nazwał gospodarkę liberalną - gospodarką normalną. To proste: rynek jest doskonale naturalny, gdy odzwierciedla to, co ludzie potrafią zdziałać, nie przecząc swojej naturze.
Z satysfakcją zauważyłem, że Tusk nie uległ kilku swoim zwolennikom obecnym na sali, którzy opowiadali się za liberalizmem bardziej dogmatycznym, czystym. Lecz Tusk jest pragmatykiem, ma rację, opierając się pokusie przekształcenia swojego liberalizmu w dogmatyczną doktrynę. Niektórzy polscy ultraliberałowie robią z liberalizmu odbicie marksizmu - to przerażające i na szczęście Tusk nie jest jednym z nich. Donald Tusk nie jest i nie będzie stuprocentowym liberałem, tylko liberałem polskim, katolikiem swoich czasów. Nie zrobi liberalnej rewolucji, ale czyż narody nie są już zmęczone rewolucjami? Liberalizm będzie jego kompasem w politycznej dżungli, a droga, którą obierze, nie będzie wiodła prosto do celu.
Patrząc z dystansu, w Europie na pewno Tusk będzie postrzegany jako bardziej racjonalny szef rządu niż jego poprzednik. Jednakowoż nie wydaje się, żeby skłonny był złożyć polskie interesy narodowe, ani na ołtarzu Europy, ani z pewnością na ołtarzu Ameryki. I dobrze. Dlatego, że Zachód potrzebuje Polski czujnej wobec Rosji i powrotu fałszywych idei marksizmu czy nacjonalistycznej ekstremy. Tusk jest teraz w centrum i dobrze mu z tym.