Doprawdy bardzo sprawnie potoczyły się rozmowy koalicyjne PO - PSL. Do mediów nie dotarły żadne przecieki o sporach, kłótniach, różnicach zdań. Obawiam się jednak, że to cisza przed burzą. Zbyt wiele jest programowych różnic między tymi partiami, by ich współpraca w rządzie i Sejmie miała przypominać sielankę.

Sam niegdyś partię chłopską znałem dobrze i było mi do nich blisko. Przede wszystkim dlatego, że było to stronnictwo bardzo socjalne. Wspólnie zrobiliśmy przecież rewolucję w projekcie konstytucji: była ona pierwotnie dopięta na ostatni liberalny guzik. Przyjęto nasze poprawki. To również PSL było tą partią, która w połowie lat 90. dotrzymała danego Unii Pracy słowa, by do ustaw podatkowych dopisać ulgi prorodzinne. Polacy na ulgi musieli jednak czekać aż do tego roku. Później kandydowałem też z listy PSL do Sejmu, co prawda bez nadziei na sukces, bo nie można z warszawskiej listy dostać się do parlamentu. Zrobiłem to, by pokazać pewną bliskość programową.

Zdaję sobie jednak sprawę, że chłopi w ostatnich latach ewoluują - umownie mówiąc - od formuły PSL Wyzwolenie do PSL Piast, albo i dalej. Zmiany te zachodzą przede wszystkim dlatego, że ludowcom stopniowo zanika typowy elektorat wiejski, a i sama PSL-owska klasa polityczna też nie składa się już z samych chłopów - jest tam wielu przedsiębiorców czy przedstawicieli biurokracji samorządowej. Te grupy coraz częściej myślą o elektoracie socjalnym jak o politycznym ciężarze. To wszystko sprawia, że PSL zbliżyło się do liberałów z Platformy, mimo że jeszcze kilka lat temu mogło się to wydawać niemożliwe. Co więcej, pewien ważny polityk PSL powiedział mi jakiś czas temu wprost, że oni szukali - właśnie ze względów socjalnych - jakiegoś porozumienia z PiS. PiS nie chciało szanować jednak ich niezależności i spójności. Zaczęło grać na ich rozbicie, nie zważając na integralność Stronnictwa. Dziś więc, skoro chłopi chcą rządzić - a chcą z pewnością - to muszą iść z Platformą.

Pokłócić się z nią mogą jednak dość szybko, bo różnic jest wiele. Jeżeli Platforma będzie chciała coś ważnego ze swojego liberalnego programu na serio zrealizować, uderzy to najpewniej w środowiska małomiasteczkowe i wiejskie. Może chodzić zarówno o reformę ubezpieczeń społecznych, jak i chociażby o wprowadzenie bonu oświatowego. PSL w tej sytuacji może oczywiście robić dobrą minę do złej gry i sprzedać interes swojego elektoratu za zachowanie posad w rządzie albo też do starcia nie dopuści sama Platforma, dla świętego politycznego spokoju rezygnując z liberalnych pryncypiów. Nie zmieni to jednak szerszej tendencji, w ramach której Polska wydaje się iść w stronę państw takich jak Francja czy Niemcy, w których idea państwa opiekuńczego zawsze znajduje wielu obrońców. Politycy, którzy dokonują na nią zamachu, kończą w tych krajach źle. A państwo opiekuńcze wymaga dziś reformy w całej Europie, bo wielu jego założeń nie da się bezpiecznie kontynuować. Jeżeli więc Platforma stanie wobec konieczności takich reform, chłopi mogą twardo się temu przeciwstawić. W końcu PO walczy o głosy młodej, wielkomiejskiej inteligencji i biznesu, a nie o małe miejscowości, które na reformach stracą najwięcej.

Prawdopodobieństwo konfliktu w obu powyższych przypadkach jest w moim przekonaniu duże. Będzie tym większe, im trudniejsze staną się okoliczności obiektywne. Zwracam uwagę, że PiS przegrało wybory mimo niezwykłej koniunktury gospodarczej. To, że ona się skończy, jest więcej niż pewne. Wtedy każdy z koalicyjnych partnerów zrobi wszystko, by się ratować: jeśli nie wygrać kolejne wybory, to przynajmniej zachować w nich niezłą pozycję. Szansą dla PO jest elektorat wielkomiejski i zamożny. Z szansami ludowców będzie to nie do pogodzenia.

Rolę odegrać może także polityka unijna. Wkrótce okaże się, czy w perspektywie dwóch, trzech lat UE zmieni politykę rolną. Nicolas Sarkozy jest pierwszym Francuzem, który daje przyzwolenie na jej nacjonalizację: wspierajmy rolników dopłatami, ale z budżetów krajowych, a nie z unijnego. Dla Francji jest to problem zaledwie pięciu procent społeczeństwa - w takiej skali można wydać dużo. Dla Polski byłoby to jednak rozwiązanie fatalne i załamałoby cały system dopłat. A przecież PO jest partią proeuropejską i zależy jej na dobrych stosunkach z Unią. Będzie bardzo wstrzemięźliwa w stosowaniu drastycznych metod sprzeciwu na unijnym forum. To oczywiście będzie oznaczać rozłam z PSL, które zapewne stanowczo będzie się domagać weta. Podobnie trudno mi sobie wyobrazić, by ludowcy zgodzili się na bardzo potrzebne i racjonalne reformy: np. by dopłaty bezpośrednie uzależnić od wielkości gospodarstw, zreformować KRUS czy opodatkować najlepiej zarabiających rolników.

Jest jeszcze postulat Platformy Obywatelskiej w sprawie wyborczej ordynacji większościowej. Pomijając tu generalną ocenę, można na pewno powiedzieć, że PSL nie może go przyjąć. Ta partia ani nie może liczyć na poparcie rzędu 20 - 25 proc., ani nie ma wielu znaczących postaci. Dla Polskiego Stronnictwa Ludowego ordynacja większościowa to perspektywa politycznej śmierci. Jednak dla Platformy taka ordynacja i podatek liniowy stanowią esencję ich publicznej tożsamości.

Z podatkiem liniowym nie musi być wielkiego kłopotu, bo pewnie pod tym hasłem zostanie uzgodniona jakaś formuła "podatku jednostawkowego". Ze względu na kwotę wolną i ulgi rodzinne nie będzie on wykluczał efektu redystrybucyjnego. Ale nie będzie też istotnie prostszy. Takie rozwiązanie pozwoli obu stronom twierdzić, że nie rezygnują ze swojego stanowiska.

Tarcia rządowe między PO a PSL mogą w moim przeczuciu być wykorzystane przez Platformę do uzasadnienia zamiany w koalicji PSL-u na LiD. Wedle mojej wiedzy są takie pomysły wśród liderów Platformy. Nie mogliby się związać z lewicą tuż po wyborach, bo stanowiłoby to zbyt wielki szok dla elektoratu prawicowego, który wahał się między poparciem PO a PiS. Jeżeli jednak w perspektywie kilkunastu miesięcy Platforma uprawdopodobni hipotezę, że ludowcy nie pozwalają jej zrealizować żadnego programu, wówczas droga do koalicji z LiD będzie otwarta. Jak przejść do celu ponad wątpliwościami estetycznymi, pokazał już przecież Jarosław Kaczyński, zawiązując koalicję z Andrzejem Lepperem. Oni tylko pójdą jego śladem.















Reklama