On sam niewiele mówi, właściwie nic. Tajemniczy jest też jego "przyjaciel" Donald Tusk. Ma być jakieś spotkanie, podobno padnie jakaś propozycja. Wszystko to jest na razie bardzo mało konkretne. Nikt nie składa jednoznacznych deklaracji, żaden polityk PO nie krzyczy dziś: "Janku, cała Platforma rozumie cię, współczuje ci i jest z tobą! Twoje miejsce jest z nami".
Te słowa Donald Tusk wypowiedział na wrześniowej konwencji wyborczej w Gnieźnie. Padły one dzień po tym, jak Jan Rokita ogłosił swoje odejście z polityki i zapowiedział niekandydowanie w wyborach.
Tusk opowiadał wówczas, jak to jeszcze niedawno razem z Rokitą snuli wizję przyszłego rządu. "Obaj głęboko wierzyliśmy, że to będzie rząd z Janka udziałem. I tak się stanie!" - zaklinał się w Gnieźnie szef PO. To miał być jeden z "istotnych powodów, dla których Platforma wygra wybory".
Zebrany na gnieźnieńskim rynku tłum entuzjastycznie skandował "Rokita, Rokita", a Tusk oskarżał polityków PiS, iż ci uderzają w rodzinę i przestrzegał, że trafią za to do "politycznego piekła". A co się dzieje z tymi, którzy nie dotrzymują słowa? Na razie bowiem na słowach się skończyło. Rządu z "Janka udziałem" nie ma.
Wszystkie ważne, eksponowane rządowe stanowiska są już właściwie obsadzone. Nie wiem, czy Jan Rokita chciałby któreś z nich w ogóle zająć. Wygląda jednak na to, że nie miał nawet okazji, by się nad tym zastanawiać, bo propozycja nie padła. Chodzi o propozycję, która zaspokajałaby ambicje Rokity oraz dała możliwość wykorzystania jego umiejętności, doświadczenia i talentów. Te, o których rozpisuje się prasa, są dla niego raczej nie do przyjęcia. Bycie ambasadorem w przypadku Rokity to zesłanie. Politycy Platformy chyba nie mają pomysłu, jak rozwiązać ten problem, najchętniej więc by się go pozbyli.
Jak mówił nie tak dawno Jarosław Kaczyński, nie można marnować takich bardzo zdolnych polityków jak Jan Rokita. Także inni działacze PiS z troską pochylają się nad niedolą jednego z byłych liderów Platformy. Żałują, że nie ma go w czynnej polityce. Współczują Rokicie, współczują Platformie bez Rokity. Gdyby to oni rządzili, z pewnością byłoby dla niego miejsce w rządzie - to oczywista oczywistość.
Wychodząc naprzeciw tym wszystkim oczekiwaniom, słowom i deklaracjom, wymyśliłem, jak nie zmarnować Jana Rokity. Jest stanowisko wymarzone dla tego polityka. Stanowisko, które - myślę - zaspokoiłoby jego ambicje i dało pełną możliwość zaprezentowania talentu, który Jan Rokita ujawnił podczas prac komisji śledczej w sprawie Rywina - talentu śledczego.
Szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego - to stanowisko dla Jana Rokity. Uczciwy, bezkompromisowy, niezależny, bardzo inteligentny - te cechy z pewnością można przypisać byłemu sejmowemu śledczemu. Ktoś taki znakomicie nadaje się na następcę Mariusza Kamińskiego.
Jan Rokita nie jest politykiem, na którego można wpływać, który będzie działał na czyjeś zlecenie, któremu można coś nakazać lub czegoś zabronić. On nie chadza prostymi partyjnymi ścieżkami. Rokita to propaństwowiec, który od dawna mówi o potrzebie walki z korupcją i patologiami władzy. Chwalił Kaczyńskich, którzy od początku lat 90. konsekwentnie podnosili te kwestie w debacie publicznej.
Stanowisko szefa CBA dla Jana Rokity rozwiązałoby także jego rodzinne problemy. Mając za żonę posłankę PiS, znalazłby się w co najmniej dziwnym położeniu, zajmując jakieś polityczne, ministerialne stanowisko. To byłaby sytuacja schizofreniczna. Co innego apolityczna w założeniu funkcja szefa biura antykorupcyjnego.
Wszystko to jednak wyłącznie rozważania czysto teoretyczne. Gdyby doszło co do czego, PiS przypomniałoby sobie pewnie o inwigilacji prawicy, a Rokita ze "zdolnego polityka" zmieniłby się znów w "przestępcę". Z kolei dla Platformy Obywatelskiej Rokita jest zbyt niezależny i zbyt niesterowalny. Ale kto wie, może zdarzy się cud.