Niegdyś zaufany człowiek prezesa prezesów, po reportażu "Superwizjera” TVN, w którym dziennikarze ujawnili proceder wynajmowania pokoi na godziny w jego kamienicy, stał się dla Prawa i Sprawiedliwości człowiekiem bardzo niewygodnym. I z racji dużej niezależności NIK bardzo trudno usuwalnym. Wydaje się też, że już nie jest godzien zaufania prezesa prezesów.
Zaledwie kilkadziesiąt minut później gruchnęła wieść, że zatrzymano słynnego agenta Tomka. Także on był swego czasu pupilem obozu obecnie rządzącego, nawet posłem PiS, by potem próbować sił w biznesie prywatnym. I właśnie w związku z tym postawiono mu zarzuty. To, że agent amant ostatnio próbował się lansować na ofiarę reżimu PiS i przepraszał osoby, które wcześniej rozpracowywał, wiarygodności mu nie podniosło. Z drugiej strony też nie obniżyło, bo jej zwyczajnie niema.
Wreszcie kilka kwadransów potem rządowy portal TVP Info podał informację, która nieoficjalnie krążyła już kilka godzin wcześniej: Ernest Bejda przestanie być szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wczoraj skończyła się jego kadencja i najwyraźniej kolejna nie nastąpi. Jego obowiązki pełnić będzie pułkownik Andrzej Stróżny z katowickiej delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To człowiek związany z prokuratorem krajowym Bogdanem Święczkowskim, a więc ze Zbigniewem Ziobrą. Tej kandydatury nie opiniowała jeszcze sejmowa komisja ds. służb specjalnych, można więc zaryzykować tezę, że nie jest to kandydat przygotowywany do swojej funkcji od dłuższego czasu. Jednak na pewno taki, który ma pełne poparcie obozu rządzącego. Można też dalej spekulować, czy brak kolejnej kadencji dla Bejdy jest związany z ostatnimi doniesieniami o wątpliwościach w finansach CBA, czy poranne akcje miały być przykryciem słynnego już środkowego palca posłanki Joanny "coś mi wpadło do oka” Lichockiej, czy po prostu efektownym zakończeniem czteroletnich rządów Bejdy. Argumenty za i przeciw każdej z tych teorii można znaleźć bez problemu i spierać siędługo.
Reklama
Faktem bezdyskusyjnym jest to, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro właśnie przejął Centralne Biuro Antykorupcyjne. Dotychczas była to domena Mariusza Kamińskiego, który w ostatnich kilku miesiącach bardzo politycznie urósł i ze "zwykłego” ministra koordynatora służb stał się również ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Przejęcie CBA przez Ziobrę nieco okroiło pole, którym zawiaduje Mario.
Czego można się teraz spodziewać? Tak jak w każdej spółce Skarbu Państwa, ministerstwie czy właśnie służbie, po zmianie szefa, nawet w ramach jednego obozu rządzącego, następują zmiany kadrowe. Jedyne, nad czym można się zastanawiać, to jak głęboko będą one sięgać. Być może dzięki temu doczekamy się kilku kolejnych agentów Tomków, którzy odsunięci od służby nagle będą chcieli rozmawiać o tym, jak to się tam źle działo i jak im łamano kręgosłupy. Ale także oni będą mało wiarygodni. Patrząc na to, co dzieje się w Ministerstwie Sprawiedliwości i okolicach, można się spodziewać jeszcze więcej sterowania ręcznego i działania na polityczne zamówienie, czego przykładem było choćby spektakularne zatrzymywanie byłych prezesów spółek skarbu państwa tylko po to, by im przedstawić zarzuty. Można się też spodziewać szybkich i spektakularnych karier, tak jak ma to miejsce wsądownictwie.
Wiadomo też, czego spodziewać się nie należy. Wydaje się, że nikt nie podrapie się w głowę i nie uzna, że CBA faktycznie powinno się skupić na sprawach grubych, a odpuścić te mniejsze, za to medialne. Jasnym jest też to, że ta zmiana nie będzie okazją do spojrzenia nieco szerszego, do tego, by się zastanowić, czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego na pewno powinna się skupiać na ściganiu karuzeli vatowskiej, czy warto było likwidować delegatury m.in. w Olsztynie i czy ciągłe plotki o połączeniu Agencji Wywiadu i Służby Wywiadu Wojskowego nie wpływają na ich zdolności do działania.
Wracając do faktów bezdyskusyjnych: Ziobro 1 – Kamiński 0. W każdym razie proszę przygotować popcorn, igrzyska (politycy opozycji użyli sformułowania „wojna gangów”) uważam za otwarte.