Oczywiście, że tak. Nie wiadomo tylko, czy to dobrze, czy źle - przyszłość okaże. Populizm stał się powszechnie obecnym elementem polityki w demokracjach, istotna różnica występuje wyłącznie między populizmem uprawianym na kontynencie europejskim i do pewnego stopnia w Wielkiej Brytanii a populizmem amerykańskim (równie silnym, a może nawet silniejszym), który jednak zostawimy tym razem na boku.

Reklama

Populizm europejski stanowi obowiązującą w krajach starego kontynentu średnią i jest w dużej mierze niezależny od tego, czy mamy do czynienia z rządzącą umiarkowaną lewicą czy też z umiarkowaną prawicą u władzy. Z tego punktu widzenia do owej sfery średniej czy też sfery "normalności" - hasło jakże chętnie używane przez Tuska, choćby w expose, czy przez polityków niemieckich, austriackich lub włoskich - nie należeli przywódcy naprawdę populistyczni. Jedni jak Berlusconi, jeżeli wolno tak powiedzieć, psuli populizm, uprawiając populizm radykalny, a inni uprawiali populizm jak Kaczyńscy, czyli populizm etatystyczny. Reszta jest normalna.

Na czym polega dominujący dziś populizm liberalny? Na przekonaniu, znów powtarzanym przez Donalda Tuska w expose kilkakrotnie, że celem polityki jest dobry los obywateli, każdego z osobna, a najlepiej to osiągnąć, zostawiając ich w spokoju i pozwalając im działać bez nadmiernej ingerencji państwa. Brzmi to doskonale, zwłaszcza po okresie nadmiernej ingerencji państwa, oraz zgadza się z zasadami "europejskiego populizmu". A jest hasłem populistycznym, gdyż oczywiście we wszystkich krajach kontynentalnych (a w Polsce tym bardziej) ingerencja państwa musi być bardzo poważna, bo tak już są skonstruowane demokracje europejskie wciąż i jeszcze na długo oparte na wzorze państwa opiekuńczego.

Jednak po liberalnych przemianach w świadomości społecznej niewielu już (i słusznie) chce słuchać o państwie solidarnym (małe "s") prawicy czy państwie socjalistycznym - lewicy. Te projekty przegrały i to - jak można sądzić na podstawie średniej europejskiej - na długo, a wygrał populizm liberalny. W demokracjach w czasach mediów elektronicznych i obowiązku krótkiego przekazu, żeby ludzie zapamiętali, ważna jest umiejętność sformułowania kilku zdań prostych i dla większości łatwych do zapamiętania i zaakceptowania. Premierowi Tuskowi to się znakomicie udało: od ceny kurczaka po normalność. Błędem poprzedniej władzy była nie w pełni zapewne świadoma chęć odwołania się nastrojów populistyczno-rewolucyjnych.

Reklama

A społeczeństwo europejskie (w Polsce już duża część jest taka) chce mieć święty spokój od polityki, a nie codzienną konferencję prasową. Taka oferta nazywana jest normalnością i chociaż nie wiadomo, co stanowi normę, to taka oferta podoba się dużej części społeczeństwa polskiego i na ogół jeszcze większym częściom społeczeństw europejskich. Kto zaś jest rozgoryczony, że ten populistyczny liberalizm mało mówi o sposobach osiągania normalności, ten niepotrzebnie chce od polityków za dużo. Kto sądzi, że warto rozumować w takich kategoriach jak dobro wspólne czy też tradycja narodowa, ten jest po prostu anachroniczny.

Kto wreszcie marzy o wyczerpujących i intelektualnie rozbudowanych programach politycznych - ten jest dziecinny. Populistyczna komponenta polityki liberalnej jest na miejscu, chociaż naturalnie niektórzy woleliby mieć do czynienia z myślą polityczną i programową władzy, ale to - nie tylko w Polsce (na szczęście), ale i w demokracjach europejskich (raczej na nieszczęście) - już nie wróci.