Platforma Obywatelska stanęła przed dość nieoczekiwanym wyzwaniem. Okazało się, że w Polsce istnieją środowiska, które chciałyby się naprawdę odwołać do liberalnej tradycji politycznej i do liberalnych z ducha rozwiązań państwowo-prawnych. I teraz domagają się od PO podjęcia działań, które spełniałyby takie postulaty.

Reklama

Dotyczy to przede wszystkim rozwiązań, które właściwie są już powszechne w Europie, takie choćby, jakie dotyczą związków partnerskich i konkubinatu, włączając w to pary homoseksualne. Sprawa w ogóle dotyczy stosunku do osób homoseksualnych. Polska stanowi pod tym względem swoistego rodzaju skansen.

PO w trakcie minionych kampanii wyborczych, zarówno tej sprzed dwóch lat, jak i z ostatniej jesieni, była charakteryzowana przez swych przeciwników właśnie jako reprezentacja „europejskiego liberała”, kosmopolity, kapitalisty i obyczajowego rozpustnika. Odwołanie się do anachronicznej tradycji narodowo-katolickiej tylko wzmacniało negatywny wydźwięk owego liberalizmu, przypisywanego Platformie.

W istocie jednak ideowy odcień PO daleki jest od liberalizmu nawet umiarkowanie potraktowanego, liberalizmu ideologicznego, czy choćby liberalizmu jako szerokiej tradycji filozofii politycznej. Od dawna wiadomo, że istotny liberalnie element w programach i manifestach PO wiąże się co najwyżej z nastawieniem wolnorynkowym, co jednak jest ideowo słabym wyróżnikiem w epoce, w której klasyczne partie socjaldemokratyczne odwołują się do całkiem identycznych rozwiązań.

Reklama

Od chwili rozwoju w Polsce zalążków politycznego i ideowego liberalizmu wiele się nie zmieniło, a tzw. gdańscy liberałowie pozostali na poziomie swych młodzieńczych lektur Hayeka. Postęp polityczny w tym wypadku na pewno – co przyznaję ze smutkiem prawdziwym – nie oznacza postępu intelektualnego. Ani też odwagi politycznej, co staje się coraz bardziej ewidentne.

Ten liberalizm, którego oczekują w tej chwili różne środowiska, włącznie z przedstawicielami zorganizowanych środowisk gejowskich, wydaje się więc być słabo obecny w myśleniu i możliwych rozwiązaniach Platformy Obywatelskiej. Zwłaszcza że znaleźliśmy się w osobliwej sytuacji, zapewne będącej refleksem poprzednich dwóch lat. Sądzę bowiem, że można mówić o bardzo wyraźnym wzroście politycznej aktywności hierarchii Kościoła.

Ofensywność i polityczne ambicje biskupów dawno w tak silnej formie nie pojawiały się na publicznej scenie. Wydaje mi się to być niewątpliwym efektem wprowadzenia przedstawicieli Kościoła na scenę polityczną pod rządami Jarosława Kaczyńskiego. Powszechność katolicyzmu polskiego, także wśród inteligencji nawróconej w latach 70. i 80., tylko sprzyja politycznym apetytom i politycznym wpływom Kościoła.

Reklama

Aby móc podjąć poważną, społeczną i polityczną debatę z niezwykle ofensywnie i dość bezdyskusyjnie stawianymi postulatami Kościoła, trzeba mieć dużo politycznej odwagi, ale i jakąś wyraźną płaszczyznę intelektualną i ideową. Obawiam się, że takiemu wyzwaniu Platforma Obywatelska nie jest w stanie stawić czoła.

Tak zwane liberalne oczekiwania, które wywołało wyborcze zwycięstwo, też zresztą nie są zbyt wygórowane i dotyczą tego, co można nazwać liberalnym minimum obecnym w urządzeniach prawnych i państwowych większości krajów Unii Europejskiej. Obecne postulaty polskich gejów i lesbijek do tego minimum się odwołują, ale okazuje się, że i to jest już zbyt wielkim wyzwaniem dla PO.

Z liberalizmu PO ma co najwyżej jeden, może i ważny w Polsce, rys: pragmatyzmu i realizmu politycznego. Polityka w wydaniu Donalda Tuska jest polityką „liberalnie układną”, dążącą do porozumienia raczej, a nie konfliktu, do cichych uzgodnień i cząstkowych zaspokojeń za cenę oficjalnej rezygnacji ze zbyt drażliwych rozwiązań.

Oznacza to także politykę przeczekiwana, wprowadzania łagodniejszych form niż jednoznacznie rodzące jakieś sprzeciwy decyzje itp., itd. Polityka nieustannej gry. Poza tym jednak Platforma Obywatelska i jej przywódca mają dalekosiężne cele: nie tylko utrwalić swoją przewagę poparcia społecznego i zachować ją jak najdłużej, ale także stworzyć dobry grunt dla zwycięstwa w najbliższych wyborach prezydenckich przywódcy PO.

Poza intelektualną słabością PO ma więc ważne interesy polityczne, które raczej utrudnią, albo i całkiem uniemożliwią, poparcie postulatów liberalnych, zwłaszcza takich jak propozycje regulacji prawnych zgłaszane przez organizacje gejów i lesbijek. O ile bowiem nawet katolicka opinia publiczna może zignorować sprzeciwy biskupów w sprawie finansowania zabiegów in vitro, o tyle nie poprze zapewne żądań gejów.

Piszę „zapewne”, bo wcale nie jestem pewien, czy podskórnie polskie społeczeństwo, zwłaszcza ci wszyscy Polacy przed czterdziestką, nie przechodzi w tej chwili intensywnej przemiany poglądów i opinii zbliżającej ich coraz bardziej do owej, powiedzmy tak - europejskiej normy. A wówczas może się dość szybko okazać, że tzw. nauka Kościoła wyraża opinie moralne tylko mniejszości polskich katolików. Ale to jeszcze mamy przed sobą, tymczasem trudno sądzić, że duch liberalny obudzi się w Platformie Obywatelskiej. W chwili obecnej obawiam się, że jak niedźwiedź w zimie poszedł spać.