Po wyborach Prawo i Sprawiedliwość zaczęło szukać nowej tożsamości. Próbuje zapełnić liberalną przestrzeń, ostatnio słabo zagospodarowaną przez Platformę Obywatelską. Partia Donalda Tuska staje się bowiem coraz bardziej populistyczna. W tej powolnej metamorfozie tkwi szansa PiS. Ostatnie decyzje kadrowe pokazują jednak, że Prawo i Sprawiedliwość może ją zmarnować.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości wiedzą, że pole pod nazwą "liberalizm" zostało przez Platformę częściowo zwolnione i może być z sukcesem zagospodarowane. Liberalnego zwrotu nie dokona jednak sam Jarosław Kaczyński.
Dobrym pomysłem byłoby połączenie np. romantycznego, emocjonalnego patriotyzmu Aleksandra Szczygły z elastycznością Adama Hofmana. PiS coraz częściej wykorzystuje inne, młode twarze, często prezentowane jako "nowi liberałowie". PiS szuka sposobu dotarcia do młodych. Jednak by pomysł zliberalizowania PiS się powiódł, nie można poprzestać na stosowaniu komunikacji elektronicznej.
Chodzi o coś więcej - o całkowitą zmianę koncepcji władzy. Na przykład dzisiejsza Unia Europejska funkcjonuje na zasadzie "ruchu otwartego programowania" znanego w świecie informatycznym. Polega to na tym, że program komputerowy może być ulepszany przez samych użytkowników. Zgodnie z tym modelem powinny działać i nowoczesna partia i nowoczesne państwo. Lider PiS, by odnieść sukces, musi to zaakceptować.
Na razie jednak Prawo i Sprawiedliwość prowadzi dość intensywne negocjacje, nawet oficjalnie sygnalizowane, z SLD. By podporządkować sobie polityków Sojuszu, może straszyć ich zmianą ordynacji wyborczej na większościową. To znacznie ograniczyłoby szanse postkomunistów w kolejnych wyborach.
Równocześnie prawdopodobnie PiS negocjuje z SLD stopień drapieżności komisji śledczych ds. CBA i Barbary Blidy. Próbuje także zmusić Sojusz do współpracy w sprawie mediów publicznych, tak by nadal pozostały one pod jak największym wpływem PiS-u. Swoją drogą, nie rozumiem, dlaczego PiS chce utrzymać Andrzeja Urbańskiego na stanowisku prezesa TVP, kiedy to właśnie on przyczynił się do klęski Prawa i Sprawiedliwości w wyborach.
I wcale nie chodzi o nieszczęsną reklamówkę namawiającą do głosowania, lecz o sposób ustawienia debaty podczas kampanii. Jednak wywiady z prezydentem, które zakrawały na lizusostwo, spowodowały, że zarzut stronniczości zaczął rzutować na całą Telewizję Polską.
Tak się składa, że czas tuż po wyborach to najlepszy moment na poszukiwanie nowej tożsamości oraz rozpoczęcie nowej polityki. A PiS nie ma na to wiele czasu. Jestem niemal pewna, że po raz kolejny czekają nas wcześniejsze wybory, do których pozostały mniej więcej dwa lata. To dlatego, że nie wierzę, by bezboleśnie udało się wymienić premiera Tuska na premiera Schetynę.
Ten manewr miałby zwiększyć szanse szefa PO w wyborach prezydenckich. Ale on się nie powiedzie. Tak czy inaczej do tego momentu rząd ma przed sobą sporo wyzwań i masę karkołomnych decyzji do podjęcia. Jarosław Kaczyński liczy prawdopodobnie na to, że rządzący spalą się w tym okresie. A dziś największym wyzwaniem jest oczywiście służba zdrowia.
Rząd powinien dokonać radykalnych zmian polegających nie tyle na dodatkowych ubezpieczeniu, ale na wprowadzeniu konkurujących ze sobą ubezpieczalni, w tym prywatnych, przez które "przechodziłaby" składka zdrowotna. To pozwoliłoby na oddolne, stopniowe uszczelnienie i zreformowanie systemu. To ścieżka, która jest już opracowana.
Myślę, że PiS ma tu duże pole do popisu i możliwości wykazania się liberalizmem większym niż Platforma. Zbigniew Religa mógłby się skupić na pokazywaniu właśnie tych niewykorzystanych możliwości rynku. Polacy przecież szybko zapominają, co wcześniej głosili politycy. Jarosław Kaczyński wydawał się przecież być zwolennikiem w pełni państwowej służby zdrowia.
Tak więc gdyby PiS odważyło się postawić na liberalizację służby zdrowia, mogłoby na tym już teraz dużo zyskać. Zyskaliby także pacjenci. Natomiast na dostrzegalnym odejściu od liberalizmu na pewno straci rząd Tuska. Niestety zaistnienie w nowym kostiumie utrudnią PiS-owi decyzje personalne ostatniej Rady Politycznej.
Wygląda na to, że na razie nie ma konkretnego pomysłu na liberalny zwrot. Wiceprezesem wciąż jest co prawda Adam Lipiński, jednym z wiceprezesów została Aleksandra Natali-Świat, a Adam Hoffman zastępcą członka Komitetu Politycznego PiS. Dotkliwy jest jednak brak w prezydium Ludwika Dorna. Nie twierdzę, że jest to polityk liberalny, bo miał wiele lewicowych odchyłów. Jednak Dorn ma dostateczną wyobraźnię oraz umiejętność syntezy idei.
Dlatego mógłby z powodzeniem zmianę kursu przeprowadzić. Postawienie na Zbigniewa Ziobrę interpretuję jako nieprzyznanie się do błędu w kwestii oceny relacji między politykami a służbami specjalnymi. Źle oceniam także wybór Marka Kuchcińskiego na wiceprezesa partii. Gdy oglądam go w telewizji, często się zastanawiam, czy rozpłacze się jeszcze na wizji, czy dopiero jak wyjdzie ze studia.
Mimo że w PiS dostrzega się brak zdecydowania i pewne wypalenie, to jednak za mało promowani są ludzie, których wiedza mogłaby przyczynić się do przekształcenia partii. Prawo i Sprawiedliwość jest wciąż partią wodzowską. Jarosław Kaczyński nadal przewyższa intelektualnie większość najbliższych współpracowników. W chwili gdy zaczyna się międzypartyjna dyskusja o zmianach w służbie zdrowia, PiS powinien zaproponować coś nowego i zbudować nowy wizerunek. Ostatnie decyzje personalne będą miały dla PiS konsekwencje - za głupotę i brak pomysłu w polityce też trzeba płacić.